Wszystko wskazuje na to, że potencjalni inwestorzy woleliby rozmawiać o dzierżawie służewieckich torów, ale nie w drodze przetargu.
— Trzy podmioty zakupiły dokumentację niezbędną do rozpoczęcia rokowań. Oferty nie złożył nikt. W związku z takim rozwojem wypadków zamierzam się skontaktować z ministrem skarbu, aby dowiedzieć się, czy powinienem ogłosić kolejny przetarg, czy też mogę podjąć rokowania bez tej procedury. Wówczas można by zmodyfikować warunki dzierżawy tak, żeby znalazł się jakiś chętny — mówi „Rz” Feliks Klimczak, prezes Polskiego Klubu Wyścigów Konnych (PKWK), stowarzyszenia, które ma niezbywalne prawo własności do ok. 140 ha terenów służewieckich wyścigów. Nie ukrywa, że ma sygnały, że właśnie na to liczą inwestorzy.
— O dzierżawę torów pytają nie tylko firmy, ale także osoby prywatne — mówi Klimczak. Pytanie, czy uda im się dogadać, a przede wszystkim czy potencjalny organizator zyska aprobatę ministra skarbu. Klimczak pytany o to, kim są zainteresowani, przyznaje, że w tym biznesie nie ma postaci niekontowersyjnych. — Nie będę podawał nazw firm czy nazwisk, bo konkretnych ofert od nich nie dostaliśmy — wyjaśnia.
Przypomnijmy, że w ostatnich latach resortowi skarbu zdarzało się nie udzielić zgody na dzierżawę, zwłaszcza gdy w grę wchodziła umowa wieloletnia. A teraz właśnie taka będzie przedmiotem negocjacji. – Bez tego możemy zapomnieć o rozwoju wyścigów. Nikt nie będzie chciał w nie inwestować, bo w ciągu roku nakłady mogą się nie zwrócić – zastrzega Klimczak.
Na organizację gonitw potrzeba 7 – 10 mln zł, z czego ok. 4 - 5 mln zł to koszt samych nagród dla uczestników zakładów. PKWK chce, aby tę kwotę wyłożył bukmacher, który będzie przyjmował zakłady na gonitwy. Zainteresowany jest totolotek, który prowadził takie zakłady w tym roku. Obroty wyniosły ok. 10 mln zł. — Jesteśmy gotowi dać pieniądze na nagrody. Myślę, że się dogadamy – potwierdza Tomasz Chalimoniuk, prezes totolotka.