Powyborcza wymiana kadr w Ministerstwie Skarbu Państwa to już tradycja. W ciągu dwóch lat od 1 listopada 2005 do 15 listopada 2007 r. objęła jedną czwartą pracowników ministerstwa, w tym dziesięciu kierowników departamentów (odeszło 260 osób, a zatrudniono 282 nowe). W kwietniu 2006 r. poprzedni rząd zmienił statut MSP i zreorganizował urząd.

30 mld zł chce uzyskać MSP z prywatyzacji do 2011 r. Na koniec kwietnia jest 101,7 mln zł.

Od 16 listopada ubiegłego roku do 30 kwietnia 2008 r., czyli po kolejnym wyborczym rozdaniu, do MSP przyjęto 97 osób. W tym samym czasie z pracą rozstało się 60 urzędników (w tym 14 ze ścisłego kierownictwa i gabinetu politycznego). Spośród 40 osób, które do 15 listopada 2007 r. zajmowały najwyższe stanowiska w departamentach, zostało dziś 25. Statut MSP znów się zmienił. Trwa też kolejna reorganizacja, w ramach której, jak informowaliśmy wcześniej w „Rz”, wydzielono osobny Departament Projektów Prywatyzacyjnych. Docelowo ma zatrudniać 13 osób. Siedem już pracuje, postępowania kwalifikacyjne dla czterech kolejnych czekają na rozstrzygnięcie. – Począwszy od 2006 r. obniżyła się nie tylko ilość aplikacji, ale i ich jakość – mówi Maciej Wewiór, rzecznik Ministerstwa Skarbu. – Jedna z przyczyn to zmiany na rynku pracy. Nie jesteśmy konkurencyjni płacowo – dodaje. Średnia płaca w ministerstwie to dziś ok. 3,5 tys. zł brutto.

– Brak wykwalifikowanego personelu i kadrowe roszady to spore zagrożenie dla realizacji czteroletniego programu prywatyzacji – ocenia Bogusław Piwowar z Business Centre Club. – Urzędnicy z dużym stażem, zorientowani w tej tematyce, po odejściu z MSP przeszli na drugą stronę: do prywatnego biznesu albo do firm doradczych. A zanim ich następcy osiągną poziom kompetencji pozwalający negocjować z nimi jak z równorzędnymi partnerami, może minąć sporo czasu.

– Teraz mszczą się błędy popełnione przez ostatnich kilkanaście lat w obszarze tzw. służby cywilnej – uważa Bogusław Dąbrowski z firmy doradczej Hay Group. – Praca w administracji państwowej kojarzy się z politycznym ryzykiem i niskim wynagrodzeniem. Brakuje też dobrego sposobu na przekazywanie kompetencji następcom. Urzędnicy, odchodząc, zabierają ze sobą wiedzę i umiejętności. Ciągła niepewność skutkuje strachem przed podejmowaniem decyzji. To wszystko może się przełożyć na opóźnienie lub niedokładną realizację ministerialnych planów – dodaje.