Kryzys gospodarczy wymusza na wielu firmach gwałtowne zmiany. Muszą zmieniać profil działalności, przerzucać pracowników do nowych zadań lub po prostu żegnać się z częścią załogi. Na tego typu przedsięwzięcia są pieniądze z funduszy UE. W sumie może to być nawet 1,4 mld zł (318 mln euro).
Dotacje są atrakcyjne, na szkolenia związane ze zmianą kwalifikacji pracowników można dostać do 80 proc. wydatków. A na pomoc tym, których firma musi zwolnić – 100 proc. kosztów szkoleń zawodowych. Chodzi o pomoc z programu „Kapitał ludzki” (działania 8.1.2).
Problem w tym, że pomoc tę zaprojektowano na spokojne czasy. To znaczy dla takich podmiotów, które realizują swoją wcześniej zaplanowaną długofalową politykę. Tymczasem czasy mamy niespokojne. – Wsparcie może być trudne do wykorzystania dla firm, które muszą się restrukturyzować z dnia na dzień, w odpowiedzi na zmieniające się warunki rynkowe – zauważa Joanna Hejft-Wolska z Deloitte. Przedsiębiorcy muszą podejmować natychmiastowe decyzje i pomoc powinna być im udzielana równie szybko.
Obecnie jednak o szybkiej reakcji nie ma mowy. Przykładowo: firma specjalizująca się w budownictwie mieszkaniowym po załamaniu się tego rynku chce się zająć drogami. Musi wpoić pracownikom nowe umiejętności. By dostać pomoc z UE, ma dwie ścieżki do wyboru: udział w konkursie lub skorzystanie z oferty firmy szkoleniowej.
Pierwsza możliwość okazuje się czasochłonną mordęgą biurokratyczną. Trzeba przygotować projekt, który będzie się wpisywał w urzędnicze wymagania. Wziąć udział w konkursie, o ile taki akurat jest ogłoszony w danym regionie. Jeśli nie – trzeba poczekać. Projekt musi przejść ocenę formalną i merytoryczną, a na koniec może zostać odrzucony. – Procedury konkursowe trwają kilka miesięcy – analizuje Joanna Hejft-Wolska.