Nowelizacja ustawy hazardowej przewiduje odprowadzanie od wartości każdego zakładu 10 proc. na fundusz sportu. Uderzy w wyścigi konne, w których zakłady jeszcze nie są obłożone dopłatą. – Dla rynku, który jest rozwojowy i który podnosimy teraz ze zgliszcz, będzie to kolosalne uderzenie, bo liczba graczy spadnie – mówi Piotr Gosek, wiceprezes Totalizatora.

Plany spółki zakładały, że gonitwy na Służewcu po czterech latach przyniosą zysk, a po siedmiu zwrot blisko 30-milionowych nakładów. – Te terminy będą musiały się przesunąć – przyznaje Gosek.

Dopłaty stawiają także pod znakiem zapytania sens kolejnej przyszłej inwestycji Totalizatora, jaką mają być wideoloterie. W krajach, gdzie zostały już uruchomione (np. Włochy, Szwecja), należą do gier najbardziej dochodowych. Totalizator chciałby je wprowadzić w przyszłym roku. Jednak amerykańska firma Gtech, obsługująca 65 proc. loterii na świecie, ostrzega, że obłożenie wideoloterii dopłatami będącymi w praktyce podatkiem od obrotu znacząco obniży opłacalność przedsięwzięcia. – Należałoby się mocno zastanowić, czy przy dopłacie wprowadzać wideoloterie – mówi Jacek Kierat, prezes Gtech Polska.

Dlatego choć Gtech, prawdopodobny operator wideoloterii Totalizatora, szacuje chłonność polskiego rynku hazardu na ok. 20 tys. nowych automatów, Totalizator ma zamiar działać bardzo ostrożnie. – Uruchomimy sieć pilotażowo, na początek w wybranych miastach – mówi Gosek. Bardzo możliwe, że byłyby to Katowice i Warszawa, w których stanęłoby kilkaset urządzeń. Spółka zakłada, że okres testowania rynku potrwałby pół roku, po którym zapadłyby decyzje, czy przedsięwzięcie należy dalej rozwijać.