Chodzi o sprzedaż 225 mln akcji poznańskiej grupy stanowiących 51 proc. jej kapitału. Na koniec wczorajszej sesji inwestorzy giełdowi płacili za te walory po 23,85 zł za sztukę, co oznacza wycenę sprzedawanego pakietu na poziomie 5,36 mld zł. Jednak według naszych informacji jeden z inwestorów (Kulczyk Investments) zaoferował za walory Enei co najmniej 25 zł. Przy takiej wycenie pakiet ten jest wart 5,62 mld zł. Różnica między wyceną giełdową a potencjalną ceną w transakcji wynosi więc 265 mln zł. To stawka, którą trzeba dołożyć za przejęcie kontroli operacyjnej nad spółką generującą rocznie ponad 500 mln zł zysku netto rocznie.
Ponoć cena za akcję jest głównym kryterium wyboru inwestora dla Enei. Już wcześniej się mówiło, że oferty na kupno mogą być do siebie zbliżone. Stawka jest bowiem tak wysoka, że każdy grosz robi dużą różnicę. Jaką? Jeżeli podwyższy się oferowaną cenę za akcję tylko o jeden grosz, to kwota którą trzeba zapłacić za 51 proc. akcji, wzrasta o 2 mln zł. Trzeba natomiast pamiętać, że inwestor, którego ostatecznie wybierze minister skarbu Aleksander Grad, powinien ogłosić wezwanie giełdowe na 100 proc. jej papierów. Zgodnie z przepisami nawet jeżeli się zakłada, że nie wszyscy akcjonariusze odpowiedzą, to trzeba mieć zarezerwowane środki na wszystkie akcje w wezwaniu. To daje łącznie ponad 11 mld zł.
Chociaż rząd dysponuje zaktualizowanymi ofertami od podmiotów gotowych kupić Eneę, to zarezerwował sobie więcej czasu na sfinalizowanie tej wielkiej transakcji. Realnie rzecz biorąc, nie ma większych szans na to, by dopiąć transakcję przed końcem 2010 r. To mocno wpływa na prywatyzacyjną arytmetykę. Ale ogranicza presję, jaką mogli wykorzystywać zainteresowani poznańską grupą.
Wpływy z prywatyzacji mają wynieść w tym roku 25 mld zł. Odpowiadające za wypełnienie tego planu Ministerstwo Skarbu założyło, że większość tej kwoty (ok. 13,5 mld zł) uzyska, sprzedając kontrolne pakiety akcji Enei i Energi.
Istnieją obawy, że żadnej z tych dwóch transakcji nie uda się dopiąć do końca grudnia, może mieć to więc wpływ na potrzeby pożyczkowe państwa.