Ukraiński biznesmen, kotrolujący 75 proc. akcji stoczni przez spółkę Gdańsk Shipyard Group (GSG), przyleciał do Polski, aby zaapelować o kontynuację rozmów z polskim rządem w sprawie bardzo trudnej sytuacji zakładu. 25 proc. akcji firmy należy do Agencji Rozwoju Przemysłu.
Podczas spotkania z dziennikarzami Taruta powiedział, że aby Stocznia Gdańsk odzyskała rentowność należy zasilić ją jeszcze 180 mln zł. Dodał, że GSG może wyłożyć ok. 80 mln zł. Podkreślił, że zainwestował w gdańską spółkę prawie pół miliarda złotych – więcej niż deklarował.
Zarzucił też ARP, że nie jest zainteresowana rozwojem stoczni i gra na czas, by przedsiębiorstwo zostało zmuszone do ogłoszenia upadłości. Dodał, że ARP realizuje projekt bijący w interesy Stoczni Gdańsk – budowę grupy stoczniowej za pośrednictwem funduszu inwestycyjnego Mars. Taruta ponownie podkreślił, że nie oczekuje od ARP wkładu gotówkowego, tylko podjęcia działań w celu znalezienia nabywców na część aktywów stoczni.
GSC i ARP od dłuższego czasu nie mogą się porozumieć w sprawie ustabilizowania sytuacji finansowej firmy – jest ona tak zła, że pracownicy otrzymują pensje w ratach. W piątek załoga zagroziła strajkiem w związku z opóźnieniem wypłaty wynagrodzeń. Po weekendzie pieniądze wpłynęły na konta i sytuację udało się opanować.
W lipcu doszło do bezpośredniego spotkania Taruty z ministrem skarbu Włodzimierzem Karpińskim. Kilka dni temu szef resortu powiedział, że ARP nie ma możliwości dalszego angażowania się w pomoc dla Stoczni Gdańsk, a ukraiński inwestor wywiązał się jedynie z 30 proc. zobowiązań. Sama ARP oceniła biznesplan przedstawiony przez zarząd stoczni, jako nierealny a sam zakład jako niewydolny.