23 lata na karku wystarczyły, żebyśmy uwierzyli, że wydawanie gazety lokalnej jest łatwe, przyjemne i da nam grube miliony. Pierwsza połowa roku to było poszukiwanie finansowania. Mieliśmy pewne zasoby i przygotowany wstępny biznesplan. Uwierzyliśmy, że firma powinna mieć zapewniony byt przez minimum pół roku, żeby w ogóle był sens startować. Nie mieliśmy tyle, ile było potrzeba, więc szukaliśmy.
Banki odpadały (troje studentów bez stanu posiadania, historii, stałych dochodów), pozostało przekonać indywidualnych inwestorów. Znaleźliśmy kilku przedsiębiorców gotowych zaryzykować i w lipcu spotkaliśmy się, aby założyć spółkę. Wybraliśmy spółkę z o.o. – uwierzyliśmy znajomemu studentowi prawa, że to będzie najbezpieczniejsza opcja. Zaczęło się pięknie – event otwierający w centrum miasta, kampania teaserowa, produkcja gadżetów reklamowych, rekrutacja napalonych młodych wilków, którzy chcieli zdobyć świat. Byliśmy zarządem (Ania, Maciek, Jacek), dobraliśmy sobie fotografa (Kamila), grafika (Paulę), dziennikarzy (Grześka, Olgę), speca od reklamy (Pawła) i pracownika biura (Sylwię).