Wprowadzenie zakazu produkcji i sprzedaży kotłów wszystkopalnych swojsko zwanych „kopciuchami" wzbudził raczej pozytywne reakcje. Cel przecież jest jasny – ochrona płuc Polaków przed zanieczyszczeniami, jakie przestarzałe kotły wytwarzają w olbrzymich ilościach. Nie wszystkim to jednak się spodobało, a już na pewno nie producentom i sprzedawcom takich urządzeń. Na stanie zostały bowiem liczne gotowe urządzenia. Z którymi coś trzeba zrobić.
W efekcie bez problemu wciąż można znaleźć oferty na wszystkopalne kotły nie spełniające obecnych norm, czyli klasy niższej niż 5. A wydawałoby się, że poważny magazyn o budowaniu domu znalazł nawet czas na przypomnienie na pierwszej stronie, że to „ostatnia szansa na zakup".
O ile ów branżowy magazyn niemal natychmiast przeprosił za sugerowanie, że warto kupować „kopciuchy" i obiecał, że niedługo opublikuje duży materiał o tym, jak ogrzewać bez produkowania smogu, o tyle producenci i pośrednicy nadal sprzedają tanie (i smrodliwe mówiąc wprost) kotły. Nie wspominają przy tym, że nie można już ich montować w trzech województwach – małopolskim, mazowieckim i śląskim. Zamontowanie takiego kotła w domu i wykrycie tego przez urzędników lub straż gminną będzie wiązało się z koniecznością płacenia kary. Szczególnie, gdy urzędnicy zorientują się, że piec zamontowano po terminie wprowadzenia zakazu.
Sprzedawcy kotłów wszystkopalnych przy prezentacji ofert w internecie nie wspominają o tym, że ich produkty nie mogą być montowane w niektórych województwach. Nie wspominają też, że mają już niewiele czasu na to, by je sprzedać. Obiecują za to wysyłkę gratis na terenie całego kraju.
Zakaz produkcji i sprzedaży kotłów klasy niższej niż 5 wprowadzony został rozporządzeniem Ministerstwa Rozwoju i Finansów. Zgodnie z tym rozporządzeniem, od 1 października 2017 roku nie można produkować kotłów „kopciuchów", a od 1 lipca 2018 roku nie będzie można ich także sprzedawać.