To wydaje się mało prawdopodobne, ale świat, który z trudem wyszedł z recesji, nie potrzebuje tyle ropy co w 2007 i na początku 2008 roku. Dobre dane z USA o szybkim wzroście PKB w IV kwartale oraz spadających zapasach zostały na rynkach energetycznych odnotowane jako krótkotrwałe „piknięcie” cen. Popyt na ropę bowiem od początku roku zdecydowanie spada.
Zdaniem Eugena Weinberga z Commerzbanku teraz na kilka dni ceny ustabilizują się i nie należy się raczej spodziewać wielkich wydarzeń. Potem ropa ma znów zacząć tanieć. Obecne notowania nadal nie odzwierciedlają słabego popytu na ropę i przyzwoitej podaży. Inwestorzy zdecydowanie myślą teraz o możliwościach pozbycia się tego surowca – tłumaczył Weinberg. Cena, przy której można oczekiwać stabilizacji, to 70 dol. za baryłkę.
To co dzisiaj dzieje się na rynkach ropy, jest kalką niedawnej sytuacji z rynku miedzi. Tam po kolejnych spadkach nadal trwa wyprzedaż i tonę można już kupić po niewiele ponad 6,8 tys. dol.
Inwestorzy zaniepokojeni są zaostrzeniem polityki pieniężnej w Chinach, a więc i inwestycje budowlane raczej przyhamują.
Przy tym nieustannie wzmacnia się dolar, waluta, w której notowane są wszystkie surowce poza kakao. Wyższy kurs dolara wobec euro zapewne przynajmniej jakiś czas się utrzyma.