Do wypadku doszło w niedzielę w nocy w Zaborowie. Policjanci z drogówki z Babic przyjechali do kolizji drogowej. Kierowca forda staranował znak drogowy i wpadł do rowu. Przy aucie było dwóch pijanych mężczyzn, żaden nie chciał się przyznać do spowodowania kolizji.
Właśnie wtedy od strony Leszna nadjechało bmw. Kierowca, gdy zobaczył policję, nacisnął na hamulec. Auto wpadło w poślizg, uderzyło w drzewo, odbiło się od niego i zaczęło się zbliżać do znajdujących się na poboczu ludzi. Młodszy aspirant Artur Ulatowski odepchnął stojącego najbliżej mężczyznę, ale sam nie zdążył odskoczyć. Potrąciło go bmw, które następnie dachowało.
Ze złamanym obojczykiem i obrażeniami głowy funkcjonariusz został przewieziony do szpitala przy ul. Banacha. Na szczęście jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Ranni zostali też pasażerowi BMW. Nic nie stało się sprawcy wypadku, 28-letniemu Tomaszowi G. Mężczyzna był pijany, nie miał prawa jazdy (odebrano mu je za jazdę po alkoholu). Pięć godzin po wypadku miał 1,6 promila alkoholu we krwi.– Postawimy mu zarzut spowodowania wypadku pod wpływem alkoholu, w wyniku którego ciężko ranne zostały trzy osoby – zapowiada Ewa Szplet z Prokuratury Rejonowej w Grodzisku Mazowieckim.
Grozi mu za to do 12 lat więzienia. Prokuratura chce, aby trafił do aresztu. Okazało się, że Tomasz G. to były policjant. Do służby wstąpił w 1998 roku. Pracował w oddziale prewencji, a później w patrolówce na Mokotowie. Dwa lata temu został zatrzymany w Grójcu, gdy po pijanemu prowadził samochód. Na czas śledztwa zawieszono go w czynnościach służbowych. Pomimo to Tomasz G. nie chciał zrezygnować z pracy. Podejmował interwencje, posługując się sfałszowaną legitymacją policyjną.– Wpadł, gdy podczas interwencji zatrzymał chuligana. Wtedy wyszło na jaw, że ma fałszywy dokument. Dlatego został dyscyplinarnie wyrzucony ze służby – mówi Marcin Szyndler, rzecznik stołecznej policji.