To bardzo znamienny wzrost. Po pierwsze, realnie jest on większy, bo ceny rzeczy, które najczęściej kładziemy pod choinką - ubrań i sprzętu RTV - spadły. Po drugie, wzrost prezentowych wydatków jest wyższy od wzrostu płac, który wyniósł ok. 10 proc.
To świadczy o optymizmie - Polacy są przekonani, że poprawa ich sytuacji materialnej jest trwała i że dalej może być już tylko lepiej. Z pozoru nie jest to rozumowanie pozbawione sensu. Według większości prognoz w przyszłym roku gospodarka będzie nadal rozwijać się w przyzwoitym tempie. Nie widać też niczego, co mogłoby zmienić sytuację na rynku pracy, co oznacza, że pracodawcy muszą się liczyć z koniecznością kolejnych podwyżek.
A to już pachnie Radą Polityki Pieniężnej. Ci sami ekonomiści, którzy wróżą solidny wzrost PKB, mówią również o nieuchronności podwyżek stóp procentowych. O ile - nie wiadomo, ale każda podwyżka oznaczać będzie cios dla domowego budżetu. I to wcale niemały, bo jak twierdzą eksperckie Kasandry, raty złotowych kredytów hipotecznych mogą wzrosnąć w przyszłym roku o 1/4. A w tle czai się jeszcze kryzys finansowy wywołany załamaniem na rynku pożyczek subprime USA.
Na razie nikt tak naprawdę nie wie - dopadnie nas czy przejdzie bokiem. Pozwólmy więc sobie jeszcze raz na optymizm i postawmy na tę drugą możliwość.
Skomentuj na blog.rp.pl