Protest celników zachwiał branżą

Brak zarobku potęguje poniesione koszt. Międzynarodowi przewoźnicy samochodowi liczą straty spowodowane protestem celników. Wiadomo, że będą rosły wraz z karami wystawionymi przez niezadowolonych klientów

Publikacja: 29.01.2008 02:27

Protest celników zachwiał branżą

Foto: Rzeczpospolita

Na granicach stoją samochody z lekami, warzywami, owocami, mięsem – te z nich, które nie są głęboko mrożone, zepsuły się już albo są bliskie zepsucia. Ukraińscy klienci zapowiedzieli, że nie odbiorą towaru, którego termin ważności minął. – Mandarynki, brzoskwinie, winogrona są do wyrzucenia po pięciu dniach, nawet jeśli były przechowywane we właściwej temperaturze – mówi Piotr Prudzyński, przedstawiciel firmy Direx, jednego z największych polskich przewoźników towarów spożywczych. Prudzyński dodaje, że ogromne centra handlowe w Rosji dyktują terminy dostaw, a w razie nawet kilkugodzinnych spóźnień wymierzają kary. – Straty mojej firmy będę mógł oszacować, gdy ciężarówki dojadą do odbiorców. To oni ocenią, w jakim stanie jest towar i czy go wezmą – mówi Mirosław Kaczorowski, szef firmy Tramex, której 40 ciężarówek wozi ładunki na Wschód.

Część poniesionych przez firmy przewozowe szkód wynika z doznanych podczas kilkudziesięciogodzinnego stania w kolejce kradzieży towaru: sprzętu gospodarstwa domowego, elektroniki, części maszyn.

Do tych strat przewoźnicy muszą doliczyć koszty, choćby rat leasingowych, pensji kierowców, zużytego paliwa. – Dobowy przestój ciężarówki kosztuje ok. 300 euro – wylicza prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce Jan Buczek. – Moja firma udźwignie pensje dla kierowców i leasing, ale mam wątpliwości, czy poradzą sobie z tym mniejsze firmy – twierdzi Prudzyński.

Nie wiadomo, kto powinien wypłacić ubezpieczenie za straty. Oficjalnie strajku nie ma, więc nie działa zapis o sile wyższej (zdarzenie niezależne od przewoźnika) – wyjaśnia przedstawiciel ZMPD Tadeusz Wilk. Prawnicy zrzeszenia radzą poszkodowanym, by udokumentowane roszczenia przedstawili urzędom celnym. Powołują się przy tym na art. 417 paragraf 1 k.c., który mówi, że „Skarb Państwa ponosi odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej”. ZMPD już przygotowało dla swoich członków wzór wezwania przedsądowego, które w przeciwieństwie do pozwu sądowego nie wymaga wniesienia opłaty sądowej w wysokości 5 procent wartości dochodzonego roszczenia. Przewoźnicy wystawią rachunek za: zepsuty towar, utraconą możliwość zarobku (ZMPD szacuje, że protestujący celnicy unieruchomili ok. 11 tys. ciężarówek) i kary za niedotrzymanie umów. Buczek ocenia, że roszczenia przewoźników sięgną kilku milionów euro.

Nie oszacowały jeszcze swoich strat także firmy spedycyjne i przewoźnicy z Wybrzeża. W czwartek stanął port w Gdyni, w piątek w Gdańsku i Szczecinie. – Praca terminali została sparaliżowana. Kontenery nie są ani wywożone, ani wwożone do portów – mówi prezes Polskiej Izby Spedycji i Logistyki Marek Tarczyński.

ZMPD wczoraj wystąpiło do Państwowej Inspekcji Pracy oraz Inspekcji Transportu Drogowego o niewymierzanie mandatów kierowcom, którzy stali w kolejkach i ich tachografy wskazują przekroczenie czasu pracy. Nawet, jeśli inspekcje przychylą się do wniosku, kierowcy, którzy muszą wozić ze sobą tarcze tachografów dokumentujących czas pracy z ostatnich 28 dni, w razie kontroli poza granicami Polski mandat zapewne dostaną. Ukraińskie służby tuż za granicznym szlabanem wymierzały polskim kierowcom, którzy opuszczali kolejkę, mandaty po 250 euro za przesuwanie się w kolejce przez ponad dobę.

Protest celników może poważnie zaszkodzić interesom państwa polskiego, które zyska reputację niepewnego szlaku przewozu towarów. Na Ukrainę można przecież jeździć np. przez Słowację, na Rosję pływają promy z Niemiec. W rezultacie budżet państwa straci 25 procent cła od towarów wwożonych na terytorium UE. Pieniądze te zamiast do nas trafią do budżetu litewskiego lub słowackiego.

Zmniejszą się wtedy też podatki płacone przez polskich przewoźników. A przecież międzynarodowy transport drogowy wypracował w 2006 roku 2 mld euro nadwyżki i transport samochodowy jest drugą w Polsce po budownictwie branżą tworzącą produkt narodowy.

Na granicach stoją samochody z lekami, warzywami, owocami, mięsem – te z nich, które nie są głęboko mrożone, zepsuły się już albo są bliskie zepsucia. Ukraińscy klienci zapowiedzieli, że nie odbiorą towaru, którego termin ważności minął. – Mandarynki, brzoskwinie, winogrona są do wyrzucenia po pięciu dniach, nawet jeśli były przechowywane we właściwej temperaturze – mówi Piotr Prudzyński, przedstawiciel firmy Direx, jednego z największych polskich przewoźników towarów spożywczych. Prudzyński dodaje, że ogromne centra handlowe w Rosji dyktują terminy dostaw, a w razie nawet kilkugodzinnych spóźnień wymierzają kary. – Straty mojej firmy będę mógł oszacować, gdy ciężarówki dojadą do odbiorców. To oni ocenią, w jakim stanie jest towar i czy go wezmą – mówi Mirosław Kaczorowski, szef firmy Tramex, której 40 ciężarówek wozi ładunki na Wschód.

Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Czy Polacy przestają przejmować się klimatem?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Zygmunt Solorz wydał oświadczenie. Zgaduje, dlaczego jego dzieci mogą być nerwowe
Biznes
Znamy najlepszych marketerów 2024! Lista laureatów konkursu Dyrektor Marketingu Roku 2024!
Biznes
Złote Spinacze 2024 rozdane! Kto dostał nagrody?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Specjaliści IT znów w cenie – rynek pracy ożywia się