To będzie pierwsza prywatyzacja działającej kopalni w Polsce. W dodatku wywalczona przez związki zawodowe, które zabiegały o sprzedaż Silesii szkockiej Gibson Group. Jeśli reaktywacja kopalni powiedzie się i stanie się ona rentowna, może inni pójdą tym tropem.
Na razie Silesia, najmniejsza kopalnia państwowa, zatrudniająca 930 osób, przynosi straty i kończy się jej węgiel. Tom Gibson, który chce ją kupić, twierdzi, że można temu zaradzić, bo zapotrzebowanie na energię z węgla jest duże i Polacy będą otwierać zamykane zakłady.
Rz: Spotkał się pan w środę z przedstawicielami Kompanii Węglowej, od której pańska firma chce kupić Silesię, a w czwartek z załogą kopalni. Jak ocenia pan te spotkania?
Tom Gibson: To milowy krok naprzód. Przewodniczący komisji przetargowej w Kompanii Węglowej zapewnił mnie, że po tych wszystkich biurokratycznych zawirowaniach (Gibson Group dwa miesiące dostarczała dokumenty, m.in. gwarancje bankowe – red.) KW będzie się starała przyspieszyć przejęcie przez nas zakładu. Dokumenty są już w ministerstwach Skarbu oraz Gospodarki, które muszą je zatwierdzić. Czas jednak negatywnie wpływa na wyniki finansowe Silesii. Zgodnie z warunkami przetargu mamy czas do końca czerwca na sfinalizowanie transakcji. Za tydzień przyjeżdżam do Polski doprecyzować kolejne szczegóły.
Kupuje pan najmniejszą w Polsce państwową kopalnię węgla kamiennego, której kończą się nieba- wem udostępnione złoża. Zakład ma co prawda kolejne 500 mln ton węgla, ale leży on pod setkami metrów kamienia. Kopalnia przynosi rocznie ok. 30 mln zł straty. Na dodatek wystawiono ją na sprzedaż za 111,5 mln zł, a pan kupuje ją za 205 mln zł. O co tu chodzi?