Tylko 18,9 proc. firm deklaruje, że zamierza ubiegać się o fundusze unijne w latach 2008 – 2009 – wynika z analizy Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. To niewiele – w latach wcześniejszych odsetek chętnych przekraczał 25 proc.
Zdaniem Małgorzaty Krzysztoszek z Lewiatana ten spadek może wynikać z rozczarowania pomocą dla przedsiębiorców w latach 2004 – 2006. Aż 51,5 proc. firm było niezadowolonych z dostępu do funduszy. Nic dziwnego, pieniędzy było mało, chętnych dużo.
— Unijne dotacje są jak UFO, wiadomo że są, ale nikt ich nie widział — mawiają przedsiębiorcy. Ale okazuje się, że świat biznesu nie najlepiej ocenia także samą ofertę UE. Aż 44 proc. przedsiębiorstw uważa, że dotychczas była ona niedostosowana do ich potrzeb.
— Złożyliśmy dziesięć wniosków o dotacje, nie dostaliśmy ani złotówki — opowiadał Henryk Orfinger z Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris podczas zakończonego wczoraj I Forum Funduszy Europejskich. – Ale patrząc na to z perspektywy, wcale nie żałujemy – dodał. Dlaczego? Zdaniem Orfingera wymagania stawiane firmom korzystającym ze środków UE są tak restrykcyjne, że całkowicie pozbawiają ich elastyczności w reagowaniu na zmieniającą się rzeczywistość.
Firmy narzekają też na skomplikowane procedury. Ich ofiarą padł Tadeusz Wilamowski, który buduje terminal przeładunkowy w Łosośnej. – Zostałem oszukany – mówi „Rz”. Przedsiębiorca podpisał umowę o dofinansowanie, nigdy nie dostał pieniędzy, a po pół roku umowę cofnięto.