Szef przewozów morskich i lotniczych w niemieckim oddziale M&M Harald Mazarin maluje czarny obraz branży. – W portach Morza Północnego przeładunki kontenerów spadły o 15 – 20 procent, a stawki nawet o 80 procent! Armatorzy mający także przewozy masowe do niedawna zarabiali na nich, ale opłata za dzień czarteru zmalała z 30 tys. do 8 – 9 tys. dol. za dobę – wymienia Mazarin. Przyznaje, że trudno się dziwić, że pod koniec ub.r. Maersk tracił 12 – 15 mln dol. tygodniowo. Branża nie wyklucza bankructw, które już pojawiły się w Singapurze. Zastój panuje także w europejskich przewozach lotniczych. Stawki w tym transporcie spadły od września 2008 r. do stycznia 2009 o 40 proc.
Jedna trzecia niemieckich przewoźników postawiła samochody pod płotem. Także polskie floty miały wyraźnie mniej pracy w pierwszych dwóch miesiącach tego roku. Dla firm złą wiadomością była również podwyżka niemieckiego myta. Dla samochodów z najnowszymi silnikami Euro 5 cena przejazdu jednego kilometra wzrosła o 41 proc., do 15,5 eurocenta za km. Ceny progresywnie rosną dla starszych modeli, aż o ponad 85 proc., do 28,8 eurocenta za km dla najstarszych ciężarówek spełniających Euro 1 i Euro 2. Polski samochód przejeżdżający tranzytem przez Niemcy pokonuje od 655 (trasa ze Świecka do Venlo) do 805 km (Görlitz do Miluzy). Zakładając, że ciężarówki wykonują sześć przejazdów miesięcznie, w przypadku samochodów z silnikami Euro 5 miesięczne opłaty wynoszą od 1,2 do 1,5 tys. euro – o 350 – 450 euro więcej niż w 2008 roku. Za najstarsze modele z silnikami Euro 1 i 2 trzeba będzie zapłacić od 2,3 do 2,8 tys. euro, aż o ponad tysiąc euro więcej niż w poprzednim roku. Na samej różnicy opłat przewoźnicy tracą rocznie w przypadku tych samochodów ponad 12 tys. euro. Dla modeli z silnikami Euro 3 strata wynosi 7 – 8 tys. euro.
– Opłaty za drogi w Niemczech są tak wysokie, że nie opłaca mi się wysyłać tam ciężarówek z silnikami Euro 3 – mówi właściciel firmy Kozaryn Transport Krzysztof Kozaryn. Właściciel podwarszawskiej firmy Link Ryszard Ellert uważa wręcz, że w ruchu międzynarodowym nie ma szans na zarobek z silnikami poniżej Euro 5.
[srodtytul]Parada weteranów[/srodtytul]
Członek zarządu M&M Polska prof. Wojciech Paprocki twierdzi, że polscy przewoźnicy są nieprzygotowani do konkurowania w tych warunkach. Z zebranych przez niego danych wynika, że 40 proc. ciężarówek eksploatowanych przez polskich przedsiębiorców ma silniki Euro O, Euro 1 lub Euro 2. Są to stare, kosztowne ciężarówki, które na międzynarodowych trasach nie zarobią na siebie. Według danych TollCollect, który ma zarejestrowanych 928 tys. ciężarówek, polskie firmy płacą blisko dwa razy więcej od holenderskich.