Firma podjęła taką decyzję, gdy się okazało, że nikt nie złożył wstępnego zamówienia na transport gazu rurociągiem z Danii do Polski (Baltic Pipe). Miał on być gotowy ok. 2012 r. i przesyłać do naszego kraju przynajmniej 2 mld m sześc. gazu rocznie. Głównym zainteresowanym i zleceniodawcą miało być Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Ale spółka nie będzie miała dość gazu norweskiego, by warto było budować rurociąg duńsko-polski.
Wszystko z powodu wstrzymania budowy gazociągu z Norwegii do Danii i Szwecji, czyli projektu Skanled. Miało go realizować międzynarodowe konsorcjum, ale najpierw wycofał się jeden z głównych odbiorców paliwa, a potem norweski potentat StatoilHydro odmówił gwarancji dostaw. Dlatego w kwietniu konsorcjum wycofało się z tej inwestycji, choć zyskała ona nawet dofinansowanie z budżetu Unii Europejskiej.
[wyimek]300 mln euro miała kosztować Batic Pipe. Gdyby powstała, Polska odbierałaby ok. 2 mld m sześc. paliwa z Norwegii.[/wyimek]
Dla PGNiG – udziałowca Skanledu – oznacza to, że niewielkie ilości gazu, jakie zacznie za trzy lata wydobywać ze złóż norweskich, trzeba będzie sprzedać w Europie. Gdyby PGNiG chciało przesłać je do Polski, musiałoby ponieść wysokie koszty tranzytu przez kilka krajów europejskich. Ani GazSystem, ani PGNiG formalnie nie wykluczają powrotu do planu budowy rurociągu duńsko-polskiego, ale nie będzie to możliwe bez realizacji Skanledu. Po raz drugi więc w ostatnich dziesięciu latach Baltic Pipe pozostaje inwestycją na papierze.
Pierwszy plan miał być realizowany po 2001 r., a decyzję w tej sprawie podjął rząd Jerzego Buzka. Ale następcy zrezygnowali z tego projektu. Rurociąg miał kosztować ok. 300 mln euro i obciążyć GazSystem, zatem teraz spółka uniknie tego wydatku. Co jest o tyle znaczące, że ma w planach m.in. budowę terminalu gazu skroplonego w Świnoujściu za ok. 600 mln euro. Teraz to jedyna inwestycja, która może zapewnić Polsce dostawy gazu spoza Rosji.