Choć w biurach sprzedających zagraniczne wycieczki od kilku tygodni zrobiło się tłoczno, branża tonie w długach. Jeszcze w maju część tour-operatorów dopłacała do wyjazdów. Chcieli zmniejszyć straty, jakie ponoszą na wcześniej zakontraktowanych, a niewykorzystanych przelotach i hotelach. Niewiele to jednak pomogło. – Upadnie pięciu, a może nawet dziesięciu touroperatorów. W tym kilku dużych – twierdzi prezes Instytutu Turystyki Krzysztof Łopaciński.
Eksperci spodziewają się pierwszych bankructw już za dwa miesiące. Na przełomie sierpnia i września regulowana jest bowiem większość należności biur wobec ich kontrahentów – zagranicznych hoteli i linii lotniczych. – Część firm już nie ma pieniędzy i działa jak piramida finansowa. Klienci biur z największymi stratami, którzy wcześniej wykupili wycieczki organizowane pod koniec sezonu, mogą nie wylecieć – zakłada dyrektor finansowy biura turystycznego Triada Jacek Dąbrowski. Dlaczego? – Wydatki na bieżącą działalność pokrywane są z pieniędzy nowych klientów. W rezultacie, kto teraz kupuje wycieczkę na sierpień, finansuje imprezę osoby wylatującej za dwa, trzy dni. Gdy liczba nowych klientów zacznie spadać, biura zostaną bez pieniędzy – tłumaczy były menedżer jednego z touroperatorów, który przeszedł do branży telekomunikacyjnej.
Skąd te problemy? Otóż biura nie przewidziały spadku notowań złotego. Gdy w listopadzie ubiegłego roku drukowały katalogi, euro kosztowało 3,80 zł. Na początku stycznia zdrożało do 4 zł, a w połowie lutego nawet do 4,94 zł. W dodatku touroperatorzy ostro przeholowali z zamówieniami. Samoloty i hotele kontraktowali rok temu, zakładając, że dotychczasowy boom na wyjazdy – przez ostatnie dwa lata wartość rynku rosła po 40 proc. – będzie trwał.
Tymczasem w styczniu sprzedaż się zmniejszyła, a w lutym rynek kompletnie się załamał. Niewiele pomogło pospieszne cięcie kosztów: likwidacja połączeń z peryferyjnych lotnisk, rezygnacja z mało rentownych kierunków. Spodziewanych efektów nie dały też negocjacje w sprawie obniżek cen z liniami lotniczymi i hotelami.
W maju wiele biur, zwłaszcza tych z największymi zamówieniami, zdecydowało się na desperackie obniżki cen, dużo poniżej kosztów własnych. Do klientów lecących na greckie wyspy dopłacano nawet po 1,2 – 1,3 tys. zł. – Tego typu akcje musiały być wynikiem bardzo, bardzo złej sytuacji na rynku – komentuje na łamach portalu EasyGo.pl dyrektor marketingu Tomasz Domżalski.