Zgodnie z ukraińskimi przepisami, zakłady państwowe o znaczeniu ogólnonarodowym (w tym kopalnie węgla) mogą być sprzedawane w drodze prywatyzacji, a nie poprzez zwykłą procedurę sprzedaży. Sąd Konstytucyjny miał też zastrzeżenia, że pozyskane środki miałyby trafić do Ministerstwa Przemysłu Węglowego Ukrainy, a nie do budżetu państwa. Eksperci w Kijowie tłumaczą, że Tymoszenko zamierzała prywatyzować kopalnie z pominięciem niezbędnych procedur.
- Najpierw trzeba byłoby przeprowadzić ich audyt, oszacować wartość, sprawdzić stan zadłużenia. Później rozpisać konkurs, a wobec niektórych zakładów być może nawet ogłosić bankructwo - mówi „Rzeczpospolitej” Ołeh Soskin, doradca ekonomiczny byłego prezydenta Leonida Kuczmy.
Z wnioskiem do Sądu Konstytucyjnego wystąpił w maju prezydent Wiktor Juszczenko. Uzasadniał, że prawo do udzielania zgody na sprzedaż majątku państwowego o znaczeniu ogólnonarodowym należy do parlamentu. Sąd przyznał mu rację podkreślając, że ukraińskie zakłady wydobywcze to „dobro narodowe”.
Zdaniem ekspertów prywatyzacja ukraińskich kopalni (w wielu przypadkach z poradziecką przestarzałą technologią) jest niezbędna dla poprawy bezpieczeństwa. Zwłaszcza, że przez coraz gorszą sytuację zakładów wydobycie węgla u naszych sąsiadów spadło po trzech kwartałach tego roku aż o 8 proc.
– Decyzja sądu może tylko wydłużyć procedury prywatyzacji zakładów górniczych na Ukrainie, a one potrzebują pieniędzy wręcz na już – mówi „Rz” ekspert tamtejszego rynku proszący o zachowanie anonimowości. Nie wiadomo jednak, czy opóźnianie procesów restrukturyzacyjnych nie zakręci kurka z unijną pomocą dla ukraińskich kopalń, liczoną w milionach dolarów.