Chodzi o preparaty, które – ze względu na skład – można uznać zarówno za suplementy diety, jak i leki. W Polsce dotąd były sprzedawane jako suplementy. Po 1 stycznia 2010 r. nie będzie już to możliwe, bo wtedy wchodzą w życie przepisy nowelizacji prawa farmaceutycznego. Podstawą do selekcji miałaby być zamieszczona na stronie internetowej Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych (URPL) lista substancji roślinnych, które mogą być stosowane w lekach, i takich, które mogą się znaleźć w suplementach.[wyimek]2 mld zł wart jest rocznie rynek suplementów w Polsce[/wyimek]

– Tyle że zawiera ona wyłącznie nazwy substancji, bez sprecyzowania, o jaką dawkę czy warunki stosowania chodzi – mówi „Rz” Jarosław Lichodziejewski, wiceprezes Krajowej Rady Suplementów i Odżywek (skupia 45 firm).

– Tymczasem to właśnie te dodatkowe kryteria decydują o tym, czy dany preparat jest lekiem czy suplementem. Przedsiębiorcy wciąż nie wiedzą więc, co konkretnie mają wycofywać z rynku lub rejestrować jako leki. A zostały im na to trzy miesiące.  

Istotnym aspektem całej sprawy są pieniądze. Żeby zarejestrować preparat jako lek, producent musi najpierw poddać go długotrwałym i kosztownym badaniom. Wprowadzenie na rynek suplementu diety jest znacznie tańsze. To zresztą od dawna było solą w oku producentów leków ziołowych, narzekających, że część preparatów sprzedawanych w ten sposób ma podobny skład jak ich wyroby, za których rejestrację musieli słono zapłacić. 

– Jedyne, co możemy w tej chwili zrobić, to apelować, by URPL doprecyzował listę i jak najszybciej rozpatrzył wnioski tych wytwórców suplementów, którzy już ubiegają się o ich rejestrację jako leki – mówi „Rz” Dariusz Nowicki, prezes branżowej izby Polfarmed.