Jeszcze kilka lat temu w kopalniach uzwiązkowienie przekraczało nawet 120 proc., a to dlatego, że górnicy „na wszelki wypadek” zapisywali się do kilku organizacji.
Dziś choć w tej branży do związków należy średnio ok. 95 proc. załogi, związki zawodowe są w niej bardzo silne. Ostatnio postawiły na swoim i wymogły na największej spółce górniczej w UE, Kompanii Węglowej gwarancje pracy i odsunęły w czasie ostateczną decyzję o zamknięciu kopalni Halemba.
[srodtytul]Silni górnicy[/srodtytul]
Wcześniej związki górnictwa węglowego wywalczyły, także manifestacjami w Warszawie, korzystną dla siebie strategię dla branży – blokując m.in. całkowitą prywatyzację spółek węglowych (zażądały, by skarb państwa zachował w nich pakiet większościowy), choć życie i tak zweryfikowało sprawę – dla Bogdanki do strategii wprowadzono korektę i kopalnia jest dziś całkowicie prywatna. Paradoksalnie przeciw tej modyfikacji opowiadały się silne górnicze związki ze Śląska, podczas gdy przedstawiciele strony społecznej w lubelskiej kopalni popierali sprzedaż udziałów przez skarb państwa, bo dostali przecież akcje pracownicze swojej firmy.
Przykładów siły związków węglowych jest mnóstwo. Spektakularne strajki czy demonstracje, ale też np. zamurowanie wejścia do Jastrzębskiej Spółki Węglowej czy pikiety pod domem prezesa JSW, Jarosława Zagórowskiego – górniczym związkom braku pomysłowości nie można zarzucić. Efekt? Sytuacja górnictwa i jego wizerunek należą do najgorszych, jeśli chodzi o różne gałęzie przemysłu. I tylko prawdziwa restrukturyzacja branży mogłaby tu zadziałać. No, ale na tę na pewno nie zgodzą się związki. W końcu zawsze w ramach protestu mogą zatrzymać kopalnie. W Budryku udało im się to nawet na 46 dni.