Kilka miesięcy temu związkowcy zawiadomili Kompanię Węglową, że ze zwałów przy kopalni Halemba-Wirek skradziono co najmniej 200 tysięcy ton węgla. W spółce nikt nie chciał w to wierzyć.
Zarządzono audyt, który przeprowadziła firma zewnętrzne. Porównano zeszłoroczne dane z wag z wynikami podziemnych pomiarów w kopalni, a następnie niezależni geodeci zmierzyli zalegające przy kopalni zwały. Wyliczyli, że brakuje na nich co najmniej 50 tysięcy ton węgla! Żeby wywieźć taką górę węgla, trzeba aż dwóch tysięcy wagonów towarowych. - W Kompanii wynik audytu wywołał szok. Byłaby to największa kradzież w historii polskiego górnictwa - mówi rozmówca gazety.
W kopalni wszczęto drobiazgowe wewnętrzne śledztwo, które wykazało, że węgiel wcale nie zniknął, bo... nigdy go nie było. W minionym roku fałszowano za to raporty o jego wydobyciu. - W sztuczny sposób je zawyżano - przyznaje Jacek Korski, wiceprezes Kompanii Węglowej. W Kompanii zapewniają, że zawyżanie wydobycia nie ma sensu – wyższe bowiem nie jest premiowane. Byc może Halemba, której groziło zamknięcie, chciała wypaść lepiej „na papierze”.
Kopalnia ta bowiem jest najbardziej nierentowną w Polsce. Tylko w 2009 r. przyniosła Kompanii 323 mln zł straty netto, a w ubiegłym roku decyzja o zaniechaniu w niej wydobycia była prawie pewna (w tym roku zakład będzie restrukturyzowany i Kompania zakłada tam podwojenie wydobycia).