– Zgłaszanie roszczeń nie będzie sposobem na zwiększenie wartości kontraktu – ostrzega Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu infrastruktury.
W ostatnich latach firmy walczyły o zwycięstwo w przetargach, oferując ceny znacząco niższe od kosztorysów zakładanych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad. Trudno się więc dziwić, że dodatkowe roszczenia pojawiają się już w momencie wbicia łopaty przez firmy wykonawcze.
– Firmy najczęściej domagają się wydłużenia czasu realizacji kontraktu i zwiększenia jego wartości. Ale uznajemy zasadność zaledwie kilku procent takich przypadków – mówi Marcin Hadaj, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Te, które już trafiły do GDDKiA, opiewają na 2,46 mld zł. Urząd uznał na razie zasadność żądań wartych 71,8 mln zł, rozpatrywane są kolejne, w sumie o 996 mln zł. – Podpisując umowę z wykonawcą, umawiamy się na zrealizowanie określonych prac za określoną kwotę. Jeżeli zmiana zakresu robót jest uzasadniona, dochodzimy do porozumienia – mówi Hadaj.
GDDKiA odrzuciła dotąd roszczenia o wartości 1,4 mld zł. To m.in. 1,1 mld zł, którego domaga się firma Alpine wyrzucona z budowy odcinka autostrady A1. Teraz o odszkodowanie firma stara się w sądzie. W najbliższych dniach do wykazu roszczeń w stosunku do Skarbu Państwa ma dojść żądanie NDI ok. 62 mln zł kary umownej za rozwiązanie kontraktu na budowę fragmentu A4 z winy GDDKiA.
– Takie roszczenia powstające na etapie realizacji kontraktu to rzecz najzupełniej normalna – przekonuje Dariusz Blocher, prezes Budimeksu. – Często po wejściu na plac budowy okazuje się, że trzeba wykonać roboty dodatkowe, o czym nie było wiadomo na etapie składania oferty – dodaje Konrad Jaskóła, prezes Polimeksu-Mostostalu.