Zdaniem Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) rewolty na Bliskim Wschodzie i Ameryce Północnej zdejmą z rynku lotniczego przynajmniej 1 proc. połączeń.
W tygodniu poprzedzającym wybuch zamieszek w Tunezji (do 14 stycznia) do Tunisu przylatywało 380 samolotów tygodniowo, oferując – łącznie do stolicy Tunezji i z powrotem – 107 tys. miejsc, wyliczyła firma analityczna Innovata. W marcu, kiedy trwały zamieszki w Egipcie i zaczęła się rewolta w Libii, ta liczba spadła do 57 lotów tygodniowo, a przewoźnicy oferowali o 9,4 tys. miejsc mniej niż w czasach sprzed kryzysu. Zdaniem tunezyjskiego ministra turystyki Mohameda Jeghama w tym roku ten kraj odczuje 40- procentowy spadek ruchu turystycznego.
W fatalnej sytuacji jest narodowy przewoźnik egipski EgyptAir, który skasował 51 proc. połączeń. Podobne decyzje dotyczące rejsów do Egiptu podjęły dubajskie Emirates, włoska Alitalia i Air France, które skasowały 40 – 45 proc. połączeń na trasach do Kairu.
– LOT lata do Damaszku i Kairu tak jak przed zamieszkami. Nasz rozkład się nie zmienił – powiedział „Rz" rzecznik polskiego przewoźnika Leszek Chorzewski. – Zarząd cały czas ocenia warunki bezpieczeństwa w stolicy Damaszku, ale na razie nie ma wskazań do zawieszenia połączeń. W Egipcie sytuacja się normalizuje – dodaje.
W przypadku Egiptu z połączeń LOT korzystają także biura podróży, które dotychczas raczej wybierały loty czarterowe. Teraz, kiedy do czarteru trudno jest zebrać komplet pasażerów, korzystniej jest zrobić blokową rezerwację w rejsowych samolotach. Wielu pasażerów wykupuje wycieczkę, której program przewiduje zwiedzanie Kairu, potem rejs po Nilu oraz tydzień w którymś z kurortów i powrót do Warszawy z Kairu.