Paryż to jedno z najbardziej odwiedzanych miast na świecie, rocznie przybywa tu ok. 29 mln turystów, a to tworzy rynek na podrabiane pamiątki - od kopii słynnej wieży w różnych rozmiarach, po apaszki "Hermesa". Policja prowadzi nieustanną walkę z handlarzami, głownie imigrantami, od których aż się roi w najbardziej popularnych miejscach, a są konkurencją dla miejscowych kupców ze straganami, bo prowadzą handel naręczny i nie płacą podatków.

Rejon wieży Eiffla to miejsce szczególnie atrakcyjne. Działają tu przybysze z subkontynentu indyjskiego - według policji w sezonie jest ich 300-400 - którzy nagabują przyjezdnych, oferując kupno breloczka za euro. Gdy turysta kręci głową, proponują trzy sztuki z euro. Sam byłem świadkiem, gdy turysta odrzucił i tę propozycję i zaproponował kupno pięciu breloczków za euro. Pakistańczyk zgodził się!

Policja wykryła w magazynie koło lotniska na Le Bourget pod Paryżem paczki z cynowymi breloczkami wieży Eiffla o długości 8 cm, w jaskrawych kolorach. Zatrzymano kobietę chińskiej narodowości. Według władz, chińskie gangi, działające głównie na wschód od Paryża, importują wszelkie świecidełka z Chin, a następnie sprzedają je innym grupom przestępczym, które kontrolują obnośnych handlarzy.

Policja dokonała także nalotu na pewne biuro w paryskiej dzielnicy Marais, gdzie około 100 handlarzy także sprzedaje te breloczki. Skonfiskowano kilka tysięcy sztuk i ponad 150 tys. euro w gotówce.

Policja skarży się, że jej działalność niweczą przeciążone sądy, nie mające czasu zająć się sprawami nielegalnych handlarzy głównie z Indii i Senegalu. Gdy funkcjonariusze zatrzymują takiego handlarza, to odbierają mu towar i wypuszczają na wolność, bo zatrzymany nie jest na ogół w stanie zapłacić maksymalnej grzywny 3750 euro, a areszty są przepełnione. Bardzo niewielu z nich jest deportowanych, bo to żmudna, czasochłonna i droga procedura.