Japonia, kraj znany z solidności i porządku, nagle znalazła się w wirze skandali korporacyjnych. Jedna firma przyznała, że jej spółka zależna próbowała zatuszować fuszerkę na budowie apartament owca, który zaczął się przechylać, a w innej fałszowano raporty o jakości produktów gumowych stosowanych w pociągach i statkach.
Wcześniej eksplodowała głośna afera Toshiby, kiedy ten czołowy przedstawiciel japońskiego biznesu publicznie uderzył się w piersi ujawniając, że przez siedem lat fałszował statystyki o zyskach. Z kolei Takata przyznała się, że dostarczała koncernom samochodowym wadliwe poduszki powietrzne z powodu których do warsztatów musiało trafić ponad 40 milionów aut.
Teraz po kolejnych skandalach padają pytania, czy Kraj Kwitnącej Wiśni ma jeszcze jakieś trupy w szafie, które mogą bardziej podkopać jego reputację. A przecież premier Shinzo Abe nie ukrywa, że Japonia potrzebuje większego wsparcia ze strony globalnych inwestorów i naciska na krajowe firmy by poprawiły ład korporacyjny zwiększając przejrzystość działania i powołując niezależnych dyrektorów do rad nadzorczych.
- Przypomina to walkę z wiatrakami - zauważa Jeff Kingston, dyrektor studiów azjatyckich w Temple University Japan, gdyż trudno takim zjawiskom przeciwdziałać.
Teraz na pierwszy ogień poszła Toyo Tire&Rubber Co ujawniając, iż wewnętrzne śledztwo wykryło przypadki manipulowania wynikami kontroli jakości wyrobów gumowych w okresie dziesięciu lat dostarczanych przez spółkę zależną 18 kontrahentom.