Nowy właściciel krótko cieszył się nabytkiem. Samochód od razu zaczął się psuć, a po kilku dniach w ogóle nie można go było uruchomić.
Był to nie lada problem dla nowego właściciela, ponieważ był on taksówkarzem, a zakupione auto miało służyć właśnie do zarobkowania.
Nabywca wadliwego Opla zażądał od sprzedawcy zwrotu kosztów naprawy (5 tys. zł), a także odszkodowania za straty związane z postojem taksówki.
Sprawa trafiła do sądu, który pod koniec sierpnia 2018 r. wydał wyrok. Powołując się na opinię rzeczoznawcy uznał, że sprzedawca jest winny sprzedania samochodu z wadą silnika, o której nie powiedział kupującemu. Sąd zastosował przepisy kodeksu cywilnego dotyczące rękojmi. Przewidują one, że sprzedawca jest odpowiedzialny względem kupującego, jeżeli rzecz sprzedana ma wadę fizyczną lub prawną. Może się zwolnić z tej odpowiedzialności, jeżeli kupujący wiedział o wadzie w chwili zawarcia umowy.
Sprzedawca uznał ten werdykt za krzywdzący, bo twierdził, że nie wiedział o wadzie. Sąd odwoławczy nie przyjął jednak tego argumentu i podtrzymał wyrok sądu I instancji.
Mężczyzna, który sprzedał auto z zepsutym silnikiem, musi teraz zapłacić łącznie 30 tysięcy złotych. Jak wyjaśnia portal autokult.pl kwota obejmuje m.in. rekompensatę za poniesione straty z tytułu niewykonywania przejazdów taksówkowych.