Michał Szułdrzyński: Zdrada 1989

Obchody 30. rocznicy Okrągłego Stołu pokazują, że polska polityka jest zniewolona sporem o kształt, sens i interpretację wydarzeń z końca lat 80. i początku 90. Dużą część polityków, ale też dużą część Polaków, różni nie tyle wizja przyszłości, ile właśnie postrzeganie przeszłości. Nasza polityka to jedynie przypis do Okrągłego Stołu. To, czy jesteś dziś sympatykiem PO czy PiS, wynika z tego, jak rozumiesz sens wydarzeń sprzed 30 lat.

Aktualizacja: 09.02.2019 19:14 Publikacja: 08.02.2019 17:00

Okrągły stół: Czesław Kiszczak i Lech Wałęsa

Okrągły stół: Czesław Kiszczak i Lech Wałęsa

Foto: Fotorzepa/ Anna Pietruszko

Środowiska pełniące obowiązki polskiej prawicy uważają, że Okrągły Stół nie był żadnym przełomem. W myśl tej narracji komuna i tak by upadła, a Okrągły Stół służył wyłącznie zabezpieczeniu późniejszych wpływów ludzi PZPR. Kiedy więc zasiadali 6 lutego 1989 r. do rozmów z Solidarnością, chodziło im ?o dogadanie podziału wpływów w przyszłej Polsce. Jak to określił wpływowy intelektualista obozu władzy, komuniści przy Okrągłym Stole negocjowali z... własnymi agentami. Nic więc dziwnego, że tak zwana transformacja według prawicowej wizji to rozkradanie narodowego majątku przez komunistów i tych ze strony solidarnościowej, którzy zostali dokooptowani do nowych elit.

Czymże innym jest spór o Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy jak nie sporem o wydarzenia sprzed 30 lat? W prawicowej narracji były to do niedawna instytucje, które miały gwarantować bezkarność postkomunistom i konserwować ich wpływy – zarówno polityczne, jak i gospodarcze. Dlatego dla strony prawicowej hasła takie jak praworządność, niezależność sądownictwa czy równowaga władz to jedynie mydlenie oczu, próba samoobrony postkomunistycznego układu. W tym sensie spór o sądownictwo też jest przypisem do Okrągłego Stołu.

Nie inaczej jest ze sporem o kapitalizm. Jeśli za najważniejszą cechę naszej gospodarki uznaje się obecność w niej tajnych współpracowników służb specjalnych PRL, hasła takie jak wolny rynek stają się jedynie narzędziami, za pomocą których komuniści usiłują utrzymać w rękach zrabowany majątek.

Taka sama jest geneza sporu o media. Ostatnio jedna z najważniejszych osób w państwie w nieoficjalnej rozmowie przekonywała mnie, że większość mediów krytykuje obóz władzy, ponieważ to w większości postkomunistyczne koncerny powstałe na zasadzie grabieży dobra wspólnego. Trudno więc – jej zdaniem – mówić o mediach prywatnych, a raczej o uwłaszczonych na dobru wspólnym. A całe gadanie o pluralizmie, wolności słowa itp. to tylko zasłona dymna mająca bronić interesów postkomunistycznej kliki.

Mamy tu w dodatku mechanizm sekty – kto nas nie popiera, będzie potępiony (bo jest na usługach postkomuny), a zbawienie oznacza radykalne zerwanie z tym, co było – zniszczenie wszystkich instytucji, ufundowanie nowego ładu, zbudowanie nowego społeczeństwa. Taka wizja nie ma nic wspólnego z konserwatyzmem, to pewna wersja rewolucjonizmu w katolickim i narodowym sztafażu.

Narracja ta jest o tyle kusząca, że druga strona nie potrafi sformułować własnej atrakcyjnej opowieści. Przeciwnicy obecnie rządzących zapewniają, że trzeba obalić tę władzę, a będzie tak, jak było. A jak było? Przypomnijmy sobie kampanię z 2015 roku, gdy liberałowie przekonywali, że żyjemy w najlepszym ze światów, w którym każdy ma równe szanse i wielkie możliwości, a jeśli komuś się nie udało, to sam jest sobie winien. W kontrze do narracji prawicy liberałowie i postkomuniści nie dostrzegali żadnych wad III RP. Bo nie chodziło o to, co jest ani co ma być, ale chodziło o obronę zdobyczy polskiej transformacji. A więc tak naprawdę ocenę tego, co stało się w 1989 r.

Pytanie, jak długo ten spór będzie rządzić polską polityką. Bo wydaje się, że duża część z kilkunastu milionów Polaków, którzy urodzili się po 1989 r., wolałaby się spierać o coś innego niż o wydarzenia, które miały miejsce, nim przyszli na świat.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Środowiska pełniące obowiązki polskiej prawicy uważają, że Okrągły Stół nie był żadnym przełomem. W myśl tej narracji komuna i tak by upadła, a Okrągły Stół służył wyłącznie zabezpieczeniu późniejszych wpływów ludzi PZPR. Kiedy więc zasiadali 6 lutego 1989 r. do rozmów z Solidarnością, chodziło im ?o dogadanie podziału wpływów w przyszłej Polsce. Jak to określił wpływowy intelektualista obozu władzy, komuniści przy Okrągłym Stole negocjowali z... własnymi agentami. Nic więc dziwnego, że tak zwana transformacja według prawicowej wizji to rozkradanie narodowego majątku przez komunistów i tych ze strony solidarnościowej, którzy zostali dokooptowani do nowych elit.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków