Tak jak każde inne twierdzenie, również teza o dysfunkcji sądów musi zostać poddana weryfikacji i konkretyzacji. Niniejszy tekst jest poświęcony tej drugiej sprawie i tylko w jednym cząstkowym i swobodnie wybranym aspekcie: w sprawie funkcjonowania sądów jako instytucji oraz zespołowego wykonywania zadań przez zatrudnione tam osoby.
Czytaj także: Herkules, Syzyf, a może robot - Henryk Walczewski o specyfice pracy sędziego
Czasy, w których żyjemy, nie należą do łatwych, bo gwałtowny rozwój technologii oprócz możliwości stwarza także trudności i problemy. O ile szybko i łatwo się przyzwyczajamy do korzyści, o tyle jest odwrotnie z trudnościami i problemami, jakie przynoszą nowe wynalazki. Zapewne z tego powodu sądy dotyka wiele krytycznych ocen, które są niesłuszne i niesprawiedliwe. Trudno np. winić pracowników wymiaru sprawiedliwości za przedłużanie się procesów, kiedy rośnie liczba spraw, a pracowników ubywa. Wobec gwarantowanego konstytucją prawa do sądu nie można nikomu zabronić wniesienia sprawy – z czego obywatele nazbyt skwapliwie korzystają.
Efekt tła powoduje gorsze oceny za lepszą pracę
Osobiste lub zbiorowe przekonania mogą być subiektywne i zrelatywizowane, ponieważ wynikają z konfrontacji z otoczeniem. Na przykład powojenne pokolenia były usatysfakcjonowane ciasnymi mieszkaniami budowanymi w latach 70., ponieważ przenosiły się z gorszych warunków. Standardy społeczeństwa żyjącego już w XXI w. ukształtowane zostały w rozwiniętej gospodarce rynkowej i dodatkowo podniesione wzorcami życia w Unii Europejskiej. Dlatego obywatel współczesnej Rzeczypospolitej uznaje za wzór osiągnięcia najbardziej rozwiniętych krajów lub metody stosowane przez przedsiębiorców. Potem oczekuje tego samego, a swoją rzeczywistość kontestuje. Bo wie, że np. fabryka, do której wpływa za dużo zamówień, najpierw odracza terminy dostaw, a potem wybiera: czy budować drugi zakład i zatrudnić pracowników, a może kupić nowe maszyny i technologie albo poprzestać na podwyższaniu cen.
W przypadku sądów nie ma takich możliwości, więc jako metoda zastępcza pokutuje obowiązek „opanowania wpływu", czyli przymus załatwienia wszystkich spraw, jakie trafiły do danego sądu. W czasach (dawno) minionych sądy nie były tak obciążone – można więc było oczekiwać, że jakoś sobie poradzą. Tak rzeczywiście było, ale przez krótki czas, w którym spożytkowano rezerwy. Dalszy wzrost obciążenia nie jest już możliwy – sądy przestały sobie radzić, bo ogrom nałożonych na nie zadań przerasta ich możliwości. Trzeba uczciwie powiedzieć: zrobiono wiele, ale wciąż za mało. Wprowadzenie komputerów i innej nowoczesności oraz zmiany organizacyjne, jak wprowadzenie referendarzy i asystentów, niestety nie wystarczają. Każdy kryzys musi być kiedyś zażegnany – co można jeszcze zrobić?