Sędzia Gwizdak: nie obraziłem się na sądy i nie idę do polityki

Przykro mi, że pomimo zapowiedzi reformy sądownictwa nie doczekałem się jej – mówi Jarosław Gwizdak, były prezes Sądu Rejonowego Katowice-Zachód.

Publikacja: 16.03.2019 17:05

Jarosław Gwizdak

Jarosław Gwizdak

Foto: rp.pl

Rzuca pan togę, sędziowski łańcuch i stan spoczynku. Co się stało?

Wprowadzam w życie swój plan sprzed dwóch lat. Kiedy przestawałem być prezesem Sądu Rejonowego Katowice-Zachód w Katowicach, zapowiadałem, że daję sobie rok, żeby zobaczyć, co będzie się działo w sądownictwie. Rok potrwał dwa lata. Zobaczyłem, podjąłem decyzję, a teraz ją urzeczywistniam.

Czytaj także: Sędzia Gwizdak zrzekł się urzędu

Gdzie pan odchodzi?

Więcej szczegółów podam po 1 czerwca, kiedy formalnie przestanę być sędzią. Są jednak rzeczy pewne: zostaję na Śląsku, w Katowicach i nie idę do polityki.

Nadal pan orzeka?

Oczywiście. Nie obraziłem się na sądy. Zgodnie z ustawą – Prawo o ustroju sądów powszechnych mam jeszcze trzy miesiące pracy. Kończę sprawy, sądzę dwa razy w tygodniu. Staram się, aby z 700 spraw, które mam w referacie, sfinalizować jak najwięcej.

Co zdecydowało o tym, że podjął pan taką decyzję?

Dużo czynników. Mam wrażenie, że od momentu, w którym przyszedłem do sądu, tj. od 1998 r., aż do 2019 r. w sądach niewiele się zmieniło. W zasadzie nawet bardzo niewiele. Tak jak do sądów w ostatnich latach trafiało 15 mln spraw, tak teraz trafia tyle albo i więcej. Tak jak szafy puchły od spraw, tak nadal puchną. Tak jak ludzie skarżyli  czynności komorników, tak nadal to robią. Polacy, zamiast się porozumiewać poza sądem, wciąż wszystkie sprawy kierują do niego. Niewiele zmieniło się też w kwestii narzędzi, jakie sędzia ma do dyspozycji. Może ilościowo jest ich więcej. Sędziowie mają komputery, w co drugim pokoju jest drukarka, ale systemowo to nadal przepaść. Leży digitalizacja dokumentów, sędzia nadal nosi tony akt do domu.

Czyli marazm, beznadzieja?

Po prostu nie udało się nic z tym zrobić.

Kiedy szedł pan do zawodu, nie było lepiej. Wiedział pan, na co się pisze.

To prawda. Wiedziałem. Ale wtedy był najgorszy czas. Wyglądało na to, że pojawią się narzędzia, które będą sędziom pomagać.

A może skusiła pana polityka? Wystartował pan przecież w wyborach na prezydenta Katowic.

Polityka to nie był romans, raczej flirt. Mnie najbardziej interesowała polityka lokalna w kierunku edukacji obywatelskiej. Zabrakło naszemu komitetowi 700 głosów, żebym został radnym i mógł działać w tym kierunku. Gdyby się udało, także zrezygnowałbym z urzędu sędziego i odszedł. Powrót po pięciu latach kadencji też byłby trudny.

Zakłada pan, że kiedyś wróci do sądu?

W życiu niczego nie można przesądzać. Znam sędziów, którzy odeszli z zawodu, ale po latach do niego wrócili. Może po pięćdziesiątce przyjdzie czas o tym pomyśleć.

Odchodzi pan do innej korporacji prawniczej?

Całe życie wykonywałem zawód związany z prawem. Trudno, żebym teraz robił coś zgoła innego. Nie wykluczam, że pojawię się na liście którejś z korporacji, ale nie chciałbym ogniskować swojej działalności wyłącznie na adwokaturze czy radcostwie.

Zatrzymywali pana w sądzie?

Reakcje były i są różne. Przez dłuższy czas moi koledzy i koleżanki nie wierzyli, że odejdę. Teraz wszyscy zastanawiają się, co będę dalej robił. Otrzymuję dużo dobrych emocji.

Tuż po tym, jak złożył pan pismo o zrzeczenie się urzędu, w internecie ukazał się wpis informujący o tym. Szybko okraszony został licznymi tendencyjnymi komentarzami. Wie pan, od kogo pochodziły?

Trop jest jeden. Władze sądu są dobrze skomunikowane z Ministerstwem Sprawiedliwości i jego strukturami. Struktury te mają zapewne internetowe przyczółki. Przyznam, że to niepokojące. Nikt spoza tego kręgu nie mógł znać treści pisma, jakie złożyłem.

Tuż pod tą informacją pojawiły się wpisy. Najwięcej o tym, jak pan porzuca setki spraw, by musieli je rozpoznać pańscy koledzy, i tak obciążeni po uszy.

Z tego miejsca chcę pozdrowić wszystkich sędziów, którzy przeszli do Ministerstwa Sprawiedliwości i zostawili swoje sprawy w macierzystych sądach.

Odchodzi pan z sądu z...

...dobrymi uczuciami. Nauczył mnie wielu rzeczy. Z pewną radością i kroplą goryczy.

A kropla goryczy to skąd?

Wiąże się z tym, co spotyka moich przyjaciół. Większość sędziów, którzy odważnie zabierają głos w publicznej debacie, to moi dobrzy znajomi lub wręcz przyjaciele. Kiedy więc słyszę o kolejnych postępowaniach wyjaśniających, dyscyplinarkach za to, co mówią, jest mi przykro i smutno. W dodatku zmagają się z falą hejtu, który w sporej części pochodzi też z wewnątrz środowiska. Przykro mi, że nie udaje się środowiska zjednoczyć i przyjąć, że mamy wspólny cel: służyć obywatelom. Przykro mi, że pomimo zapowiedzi reformy sądownictwa nie doczekałem się jej. I przykro mi dlatego, że wieloma działaniami, które podejmowałem jako prezes sądu, nikt nie był zainteresowany. Nie chodzi o to, żeby je wdrażać i bezrefleksyjnie przyjmować, ale nie było nawet próby dyskusji nad pewnymi rozwiązaniami. Nikogo to nie interesowało.

Rzuca pan togę, sędziowski łańcuch i stan spoczynku. Co się stało?

Wprowadzam w życie swój plan sprzed dwóch lat. Kiedy przestawałem być prezesem Sądu Rejonowego Katowice-Zachód w Katowicach, zapowiadałem, że daję sobie rok, żeby zobaczyć, co będzie się działo w sądownictwie. Rok potrwał dwa lata. Zobaczyłem, podjąłem decyzję, a teraz ją urzeczywistniam.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Praca, Emerytury i renty
Płaca minimalna jeszcze wyższa. Minister pracy zapowiada rewolucję
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Sądy i trybunały
Trybunał Konstytucyjny na drodze do naprawy. Pakiet Bodnara oceniają prawnicy
Mundurowi
Kwalifikacja wojskowa 2024. Kobiety i 60-latkowie staną przed komisjami