W najbliższym odcinku polsatowskiego programu „Państwo w państwie" reporterzy tej stacji przybliżą dramat Danuty Mazurkiewicz-Rułki, której mąż ścigany był jako dezerter.
W maju 2006 r. major Wojciech Rułka wyszedł z domu do pracy. Ale do bazy lotniczej w Świdwinie nigdy nie dotarł. Rodzina zgłosiła jego zaginięcie i rozpoczęła poszukiwania. Te nie przyniosły jednak rezultatu.
Wojsko uznało nieobecność żołnierza za ucieczkę. – Dostałam telefon z jednostki z pytaniem, czy zdaję sobie sprawę z tego, że mąż nie przyszedł do pracy i czym to grozi – mówi żona majora.
Wkrótce prokuratura wojskowa wystawiła za oficerem list gończy. W razie zatrzymania miał być natychmiast aresztowany. Śledczy założyli, że major jest dezerterem.
Sprawa wyjaśniła się dopiero cztery lata później. Rodzina otrzymała informację, że ciało wojskowego odnaleziono w chłodni Akademii Medycznej we Wrocławiu. Okazało się, że trafiło tam ze szpitala, gdzie major zmarł pół roku po zaginięciu. Przez prawie pięć lat nikt o niczym nie powiadomił rodziny ani odpowiednich służb, choć to obowiązek szpitala. Być może ciało majora znajdowałoby się tam do dziś, gdyby nie porządki w chłodni, podczas których je odnaleziono.
Teraz prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez pracowników szpitala, ale nikt nie poniósł odpowiedzialności karnej.