– Odmawianie mojemu klientowi zwolnienia warunkowego jest nieuczciwe i niesprawiedliwe – stara się dowieść w RPA obrońca Janusza Walusia Roelof du Plessis. Przed sądem w tym kraju ruszyło kolejne postępowanie, które może skończyć się deportacją słynnego polskiego zamachowca.
O polskim emigrancie świat usłyszał 10 kwietnia 1993 roku. Tego dnia, chcąc powstrzymać demontaż apartheidu, Janusz Waluś zastrzelił czarnoskórego przywódcę komunistów Chrisa Haniego. Zleceniodawcą zamachu był biały polityk Clive Derby-Lewis. Wraz z Walusiem został skazany na śmierć, po czym obie kary zmieniono na dożywocie.
Ocalić apartheid
O Walusiu znów zrobiło się głośno w 2016 roku, gdy sąd zdecydował o jego zwolnieniu warunkowym. Apelację złożył jednak minister sprawiedliwości RPA Michael Masutha. Po długiej batalii prawnej orzeczenie wydał Naczelny Sąd Apelacyjny, który decyzję o zwolnieniu znów przekazał w ręce Michaela Masuthy. A ten zdecydował o pozostaniu Walusia w zakładzie penitencjarnym w Pretorii.
Południowoafrykański system prawny pozwolił jednak na kolejne odwołanie – do Sądu Najwyższego w Pretorii. Podczas rozprawy 7 sierpnia Roelof du Plessis mówił, że Polak powinien wyjść z więzienia, bo przeszedł specjalny program dla osadzonych, ma dobrą opinię u strażników, a przede wszystkim zrzekł się obywatelstwa RPA i posiada tylko polskie, co „według normalnej procedury" powinno skutkować deportacją.
Decyzję ma podjąć Selby Baqwa, sędzia, który w 2015 roku zdecydował o wyjściu na wolność Derby-Lewisa. Czy to zwiększa szanse Polaka?