W ciągu kilku lat z SK Banku w Wołominie „wyparowało" – jak podejrzewają śledczy – łącznie 2,7 mld zł, czyli nieporównanie więcej niż w słynnej aferze Amber Gold. Prokuratura i CBA rozpracowuje sieć powiązań i ustala osoby, które miały dopuścić się przestępstwa.
Pierwszy mocny akord to zatrzymania sześciu osób w związku z wyłudzeniami kredytów na 104 mln zł. Wobec trzech – w tym Arkadiusza T. mającego odgrywać w procederze kluczową rolę – prokuratorzy skierują wnioski o areszt – dowiedziała się „Rzeczpospolita".
Do zatrzymań doszło w środę rano w kilku miejscach w kraju, m.in. w Warszawie i Poznaniu. Czworo biznesmenów i dwóch rzeczoznawców przewieziono do Prokuratury Regionalnej w Warszawie, gdzie postawiono im zarzuty.
Wynika z nich, że od 2011 do 2014 r. na spółki, w których zarządach się znajdowali, zaciągnęli dziewięć kredytów, których nie spłacili.
Mechanizm był ordynarny, ale – jak się okazało – skuteczny. Kluczem do milionów z SK Banku były nieruchomości, pod które zaciągano kredyty. W praktyce wyglądało to następująco: spółka składała wniosek o kredyt wraz z wyceną np. gruntu, z której wynikało, że ma bardzo dużą wartość. Bank uznawał zabezpieczenie za wystarczające i przyznawał kredyt. W istocie nieruchomości były warte nieporównanie mniej, niż to stwierdzali w operatach biegli rzeczoznawcy. Wyceny drastycznie zawyżali, bo – jak ustaliły prokuratura i CBA – mieli brać za to łapówki. Kto konkretnie z biznesmenów je wręczał, i jak duże kwoty? Śledczy na razie milczą.