Wokół współczesnych stosunków polsko-rosyjskich narosło nad Wisłą mnóstwo politycznych złudzeń. Podstawowe sprowadza się do tego, że na Kremlu 16 lat temu usadowił się były oficer KGB, który tak naprawdę nigdy nim nie przestał być. Człowiek ten restytuuje i konserwuje imperialne dziedzictwo ZSRR, czego apogeum nastąpiło w 2014 roku, gdy Rosja zagarnęła Krym i wkroczyła do Donbasu.
Jeśli tak, to wystarczy, że Rosjanie obalą obecny postsowiecki reżim i zrobią u siebie prozachodni, liberalno-demokratyczny majdan, a Moskwa stanie się stolicą przyjazną Warszawie. Tyle że na coś takiego się nie zapowiada. Pozostaje więc snuć scenariusze w oparciu o pesymistyczny rozwój wypadków. I cieszyć się, że tym razem, inaczej niż w drugiej połowie XX wieku, jesteśmy po właściwej stronie barykady – w zachodnich strukturach politycznych, militarnych, gospodarczych, które być może nie dadzą nas skrzywdzić.