Wtorkowe zatrzymania CBA pod zarzutem łapownictwa czynnego – m.in. Dariusza K., byłego już prezesa PKN Orlen – to w dużej mierze efekt zeznań najbliższych współpracowników Sławomira N., polityka PO i byłego ministra transportu w rządzie Donalda Tuska – ustaliła „Rzeczpospolita". Zostali zatrzymani wraz z N. dwa miesiące temu i niektórzy z nich poszli na współpracę. W śledztwie, które dotyczy korupcji na Ukrainie, pojawiają się więc teraz wątki z czasów, gdy Sławomir N. był wpływowym politykiem Platformy.
Wśród zatrzymanych we wtorek przez CBA są, poza Dariuszem K., także Leszek K. – dyrektor marketingu w koncernie z tego okresu, oraz były członek zarządu spółek energetycznych Wojciech T. Mieli wręczyć Sławomirowi N. co najmniej 280 tys. zł.
– Zarzuty dotyczą okresu, w którym Sławomir N. pełnił funkcję szefa gabinetu politycznego prezesa Rady Ministrów oraz okresu, kiedy sprawował urząd ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej – mówi prok. Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jak według prokuratury Sławomir N. miałby żądać łapówek? – Jedna sytuacja dotyczyła osoby, która została nominowana na stanowisko. N. pojawił się post factum, sugerując, że „jeszcze się nie odwdzięczył za pomoc w uzyskaniu stanowiska" – opowiada nam osoba znająca kulisy sprawy.
Do tej pory śledczy mieli dowody na korupcję byłego ministra dotyczącą czasu, kiedy wyjechał na Ukrainę i tam pracując jako prezes Państwowej Służby Dróg Samochodowych Ukrainy – Ukravtodor, miał za łapówki wyciągać z kłopotów ukraińskie firmy branży drogowej (było to po tym, jak N. za „aferę zegarkową" stracił w kraju polityczne funkcje). Teraz się okazuje, że N. korupcji miał się dopuszczać już wcześniej, zajmując w kraju wysokie stanowiska.