Przed kilkoma dniami przeczytałem wywiad, jakiego udzielił Jarosław od nauki. I muszę przyznać, że w kwestii konieczności wymyślenia Waszego państwa od nowa całkowicie się z nim zgadzam. Ma on rację w tym, że trzeba zrobić coś, by zakończyć walkę plemienną. Wyniszcza ona nie tylko Was, ale przede wszystkim lud, nad którym sprawujecie władzę. I końca tej walki nie widać. Teraz znów za sprawą kolejnych wyborów będzie ona coraz ostrzejsza i brutalniejsza. A przecież macie miłować Waszych nieprzyjaciół. Niepokoi mnie jednak stwierdzenie Jarosława, że można się pewnym sprawom przeciwstawić. Hm... Odważne to stwierdzenie. Zwłaszcza jeśli się pomni na to, że kiedyś podpisaliście pewne zobowiązania. Miganie się od nich i jawne nieposłuszeństwo może na Was ściągnąć duże kłopoty. Pewnie ich nie chcecie, ale musicie przecież wiedzieć, że burzycie jakąś wspólnotę. Tymczasem macie być budowniczymi mostów! Powiadacie, że niczego nie burzycie, że to oni są źli. Mam sporo wątpliwości. Wina, w moim przekonaniu, leży po obu stronach. A dogadać można się jedynie w dialogu. Tyle tylko, że nie wiem, czy jesteście do niego gotowi.
Powiem Wam, że nie do końca pojmuję zamieszanie związane z ostatnią wizytą Andrzeja na antypodach. Zrobiliście z niego wariata, a przy okazji także z Mariusza od czołgów. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie idzie Wam wcale o wspólny interes, lecz o interesy poszczególnych jednostek. To droga, która jest ślepa. Nie ma z niej wyjścia. Albo coś uzgadniacie i jesteście konsekwentni w działaniu, albo nie róbcie nic. Może tak będzie lepiej.
Tak, jestem rozgoryczony. Denerwuje mnie nieustanne życie na krawędzi. Nie wiem, co przyniesie kolejny dzień. Wasi aniołowie, którzy przy Was stoją, też nie wiedzą. Jak długo może to trwać?
W tych dniach obchodzimy kolejną rocznicę wielkiej wojny. Wojny, w której opuścili Was sojusznicy. Wojny, która skończyła się wepchnięciem Was na długie lata w ramiona niedźwiedzia ze Wschodu. Kiedy patrzę na Waszą obecną politykę, prężenie muskułów, robienie dobrych min do złej gry – boję się, że to wszystko się powtórzy.
Najmilsi. Nie krytykuję Was dlatego, że przestałem Was lubić. Gdyby tak było, już dawno postawiłbym na Was krzyżyk. Robię to z miłości do Was, licząc, że otworzą się Wasze oczy.