Krzysztof Budziakowski: Ludzie małpokształtni

Równościowa zmiana struktur społecznych, która miała być szlachetnym postępem, degeneruje nasze osiągnięcia kulturowe. Wszechogarniająca konsumpcja, stająca się jedynym celem zdziecinniałych homo sapiens, prowadzi do upadku.

Publikacja: 30.07.2021 10:00

Krzysztof Budziakowski: Ludzie małpokształtni

Foto: AdobeStock

Na obrazie Eugeniusza Muchy „Naznaczeni czerwienią" twarze ludzi są w różnym stopniu pomalowane czerwoną farbą. Można ten obraz odczytywać jako symbol stawania się homo sovieticusem pod wpływem ustroju realnego socjalizmu. Czy taka diagnoza, czy taka sugestia jest jednak uprawniona? Czy realny socjalizm mógł rzeczywiście stwarzać „nowego człowieka"? Czerwonego człowieka? Czy polityka może być silniejsza od biologii?




Rys. Mirosław Owczarek

Homo sovieticus

Aleksandr Zinowiew przekonywał nas, że tak. Według niego ten ustrój miał wielką moc sprawczą. Po rewolucyjnym zniszczeniu szacunku dla tradycyjnej kultury i hierarchicznych światopoglądów najważniejszą cechą nowego człowieka stała się bezgraniczna pogarda dla dotychczasowych systemów moralnych, intelektualnych i estetycznych. Automatycznie prowadziło to do uzyskania przez niego nachalnej, prostackiej pewności siebie, bo bycie takim, jakim się jest z natury i takim, jak większość ludzi z najniższych warstw społecznych, prezentowane było jako nowy wzorzec, godny szacunku. Bez świadomości, że ten wzorzec to wzorzec miernoty.

Ważną cechą homo sovieticusa, jak pisze Zinowiew, jest niezwykle silne pragnienie przynależności do „kolektywu", przynależności do tej najprymitywniejszej większości, która przestała wstydzić się swojego prymitywizmu. Taki „kolektyw" nie ma oczywiście poglądów, a tylko stereotypy zachowań. I nie jest warstwą wyłącznie ludzi niewykształconych. Najgroźniejszy homo sovieticus ma formalne wykształcenie, jest natomiast barbarzyńcą kulturowym i światopoglądowym. Jest osobnikiem o moralności zależnej od okoliczności. Zinowiew w książce „Homo sovieticus" stwierdza: „Homosos jest uniwersalny. Gdy trzeba, zdolny jest do każdej podłości. Pod warunkiem oczywiście, że nie będzie za to ukarany. Gdy może, zdolny jest do każdego dobrego uczynku, jeśli zostanie on właściwie oceniony przez kolektyw lub kierownictwo. Homosos jest istotą, z której – w zależności od potrzeb i sytuacji – można ulepić wszelkie pożądane społecznie postaci".

Skoro stara się być taki jak inni, jak większość, traci – nie zauważając tego – wolność. Zyskuje zaś – robiąc to, co większość – zwolnienie z indywidualnej odpowiedzialności. Traci samodzielność myślenia, zyskuje poczucie siły, jaką ma tłum. Taką charakterystykę homo sovieticusa w sensie psychicznym przyjmowali po Zinowiewie też Michaił Heller i Leszek Kołakowski.

W Związku Sowieckim w latach 20. XX wieku podjęto próbę stworzenia nowego człowieka również w sensie biologicznym. Badania te i eksperymenty prowadził rosyjski biolog profesor Ilja Iwanow na polecenie władz komunistycznych. Iwanow eksperymentował w trakcie wypraw do Afryki oraz w specjalnie do tego stworzonym ośrodku w Suchumi. Podejmował próby zapłodnienia zarówno szympansic nasieniem ludzkim, jak i kobiet nasieniem szympansów. Wszystkie te próby na szczęście skończyły się kompletnym niepowodzeniem, choć świadczą o skali ideologicznego szaleństwa komunistów. W tej sprawie Zło niestety nie powiedziało ostatniego słowa. Projekt miał osobiste wsparcie Stalina, jak jednak zrozumieć to, że do udziału w eksperymentach kobiety zgłaszały się na ochotnika?

Bunt tłumu

Wydaje się, że ukształtowanie za pomocą ideologii komunistycznej homo sovieticusa nie było możliwe, jeśli miało polegać na masowych zmianach charakterologicznych. Cechy opisywane jako typowe dla człowieka sowieckiego pojawiły się przed powstaniem ideologii komunistycznej, a i teraz mają je ludzie, którzy nie byli kształtowani przez tego typu ustrój. Pierwszymi analitykami upadku światopoglądów, które można nazwać hierarchicznymi, byli Gustave Le Bon, a później José Ortega y Gasset – oni też zwrócili uwagę na zestaw owych cech, o których była mowa powyżej.

Le Bon obserwował i opisywał w „Psychologii tłumu" regres kulturowy i aksjologiczny w postawach psychologicznych ludzi, dopatrując się jego przyczyn w tak zwanej rewolucji przemysłowej. Wskazywał na przemianę społeczno-ekonomiczną, rozwój technologiczny i odkrycia w dziedzinie nauki jako siły wzmacniające – paradoksalnie – wpływ popędów i instynktów ludzi na ich działania i wybory. Zauważył także wzrastającą przewagę nieświadomości nad świadomymi motywami, którymi kierują się ludzie, w wyniku wpływu, jaki wywiera nowa potęga – potęga tłumu. Dyktatura tego tłumu odrzuca dorobek kultury, dyscyplinę, odpowiedzialność i większość reguł. Jest siłą destrukcyjną, usprawiedliwiającą pospolitość, bylejakość i utratę indywidualności jednostek tworzących tłum. Siłą wyzwalającą w ludziach głupotę, która rozprzestrzenia się błyskawicznie jak lustrzane odbicia. Kształtującą typ człowieka o takich cechach, jakie miał późniejszy homo sovieticus.

Przemyślenia José Ortegi y Gasseta sformułowane w „Buncie mas" (opublikowanym najpierw jako seria artykułów w gazecie „El Sol" w 1929 r., a więc zanim objawił się wpływ ustroju realnego socjalizmu na psychikę ludzi) zawierają podobną diagnozę tłumu – a konkretnie osób, które z masy, tłumu niczym się nie wyróżniają i są „jedynie powtórzeniem typu biologicznego". Podobnie jak Le Bon także i Ortega y Gasset przyczyn tego stanu upatruje w źle wykorzystywanych osiągnięciach nauki i uprzemysłowienia oraz wprowadzaniu demokracji liberalnej, uczącej wszechogarniającej równości, praw człowieka i obywatela, ale nieuczącej odpowiedzialności indywidualnej, obowiązków ani szacunku dla osiągnięć cywilizacyjnych czy ich twórców. Podstawą rosnących żądań zaspokajania przez „świat" wszelkich potrzeb życiowych staje się przekonanie, że „wystarczy być". Sam fakt pojawienia się na świecie rzekomo uzasadnia coraz większą liczbę praw i wiarę, że wszystko wolno, a do niczego nie jest się zobowiązanym. Ludzie tak kształtowani, prymitywni, przeciętni i banalni, w dodatku „mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnymi i banalnymi, i do narzucania tych cech wszystkim innym". Uderzający jest ich infantylizm i rozkapryszenie.

Mimo że diagnozy Le Bona zostały sformułowane w końcu XIX wieku, a Ortegi y Gasseta na początku XX wieku, są one aktualne do dzisiaj, a pospolitość i prymitywizm ludzi tak powszechne, że nawet ktoś, kto stara się opisać te fakty, musi również sobie przyglądać się z najwyższą uwagą, obawą i krytycyzmem.

Boska ewolucja

Skąd więc wziął się ten „nowy człowiek", homo sovieticus, członek tłumu czy zbuntowanej masy? I czy rzeczywiście jest to „nowy człowiek"?

Warto spojrzeć na homo sapiens (a także na jego funkcjonowanie w społeczeństwie i polityce) jako na stworzenie biologiczne i w taki sposób uwarunkowane. Odpowiedź na pytanie o pochodzenie „nowego człowieka" mogą przynieść badania biologów, zoologów i prymatologów. Wątpliwości, czy należy je odnosić do człowieka, zostały już dawno (i jak się zdaje – ostatecznie) rozwiane.

Jednym z założeń nowożytnej kultury europejskiej było zdecydowane oddzielenie świata zwierząt od świata ludzi. Ten mentalny mur – oddzielenie i przeciwstawienie, tak prawie oczywiste w obszarze właśnie kultury – przyjęty i przeniesiony został też w obszar biologii i... świadomości. U jego źródeł zaś leży przekonanie o absolutnej ludzkiej wyjątkowości. Zresztą i dzisiaj wciąż wiele osób ma problem z pogodzeniem dogmatu o stworzeniu z teorią ewolucji świata biologicznego oraz – szerzej – z teoriami ewolucyjnego rozwoju wszechświata. Bardziej jednak niż tezy Darwina zrozumienie tego problemu ułatwiają nam przemyślenia Doktora Anielskiego św. Tomasza z Akwinu, który widział Boga we wszystkich żywych stworzeniach jako ciągle utrzymującego ich istnienie.

W sensie doktrynalnym stworzenie świata przez Boga oznacza więc, że wszystko co istnieje, otrzymuje to istnienie – nieustannie – od Niego. Otrzymuje je jako energię i plan rozwoju. Bóg jako pierwsza przyczyna, która również dla siebie jest przyczyną, nie może być więźniem czasu. Jest jego władcą, a raczej – skoro współczesna fizyka udowodniła istnienie różnych równoległych (czyli mających różną prędkość) czasów – jest władcą wielu czasów. Świat ewoluujący to boski akt twórczy, być może niekończący się nigdy. To jest jedyny możliwy powód tego, że świat w czasie staje się coraz bardziej złożony i skomplikowany.

Sprzeczności między doktryną katolicką a teoriami ewolucyjnego rozwoju wszechświata, świata i organizmów żywych nie ma. Bóg jest ewolucją. Święty Augustyn w „De Genesi ad litteram" napisał, że Stwórca umieścił w rzeczach rationes seminales, wewnętrzne siły, które nadają im napęd rozwoju. Ponieważ daje on i utrzymuje istnienie każdego stworzenia i jest też między innymi napędem elektronów wokół jąder atomów, to prawdziwymi teologami są fizycy i biologowie, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy.

Mimo to jednak poglądy kreacjonizmu naiwnego były długo poglądami dominującymi. Teorię ewolucji z kolei wykorzystywano jako argument w walce z religią, choć i wielu niewierzących nie uchroniło to przed uznawaniem ludzi za istoty całkowicie jakościowo różne od zwierząt.

Być może twierdzenie, że Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, jest zbyt wycinkowe, bo w rzeczywistości Bóg stworzył/stwarza cały świat na swoje podobieństwo. Może właśnie cały świat jest do Niego podobny?

Przychodzi człowiek do zoologa

Współczesne nauki biologiczne dostarczają wielu niezwykle fascynujących i zaskakujących obserwacji, które dowodzą, że różnice między światem ludzi i światem zwierząt mają charakter wyłącznie ilościowy, a nie jakościowy. Przykłady podobieństw dotyczą nie tylko najbliższych nam naczelnych, lecz większości przedstawicieli świata zwierzęcego. Cechy, które uznajemy za wyróżniające i wyjątkowe dla ludzi, rozpoznać można w jakiejś skromniejszej formie u wielu innych zwierząt.

I tak z badań genetycznych wynika na przykład, że różnica między ludźmi a szympansami jest mniejsza niż między poszczególnymi gatunkami muszek owocówek. Wszystkie gatunki gibbonów należą do jednego rodzaju Hylobates, ale są oddalone od siebie genetycznie bardziej niż ludzie od szympansów czy bonobo, z których genami nasze są identyczne w 98 procentach! Stwierdzono ponadto występowanie u małp i ludzi identycznych grup krwi. Warto tu przypomnieć słowa, które wypowiedział Charles R. Magel, filozof i działacz na rzecz praw zwierząt: „Zapytaj naukowców, dlaczego eksperymentują na zwierzętach, a odpowiedzą: »Ponieważ zwierzęta są takie jak my«. Zapytaj naukowców, dlaczego z moralnego punktu widzenia w eksperymentowaniu na zwierzętach nie ma nic złego, a odpowiedzą: »Ponieważ zwierzęta nie są takie jak my«. Eksperymenty na zwierzętach opierają się na logicznej sprzeczności".

Gordon G. Gallup jako pierwszy przeprowadził test nazwany testem lustra. Polegał on na namalowaniu kropek czerwoną farbą na czołach śpiących szympansów. Gallup obserwował, jak po przebudzeniu reagują na swoje odbicie. Każdy szympans starał się natychmiast zetrzeć kropkę z czoła, rozumiejąc, że w lustrze widzi siebie. Co oznacza, że szympansy są świadome swojego jednostkowego, indywidualnego istnienia. Obserwacja zdolności szympansów do komunikowania innym swoich potrzeb i myśli zmusza do nazwania ich „naszymi niepokojącymi sobowtórami". Zwłaszcza że manifestują wszystkie właściwie ludzkie uczucia, łącznie z altruizmem.

Czy do tego, aby myśleć, potrzebny jest język? Potrzebne są słowa? Ciekawej tezy dowodzi profesor Temple Grandin w książce „Zrozumieć zwierzęta". Jako wysokofunkcjonująca osoba z autyzmem Grandin zajmuje się zarówno badaniami nad tym zaburzeniem, jak i badaniami w zakresie rozumienia zachowania się zwierząt. Jest w tych dziedzinach cenioną ekspertką. Twierdzi, że zwierzęta myślą, i to myślą właśnie podobnie jak osoby z autyzmem. Jest to myślenie nie słowami, lecz obrazami, ale jednak myślenie. Jej niezwykłe sukcesy jako konsultantki w zakresie życia, hodowli i uboju zwierząt na wielkich farmach w Stanach Zjednoczonych świadczą o tym, że rzeczywiście rozumie ich lęki i potrzeby.

Można wskazać wiele innych podobieństw między światem zwierząt i ludzi, które dowodzą, że jest to jeden i ten sam świat.

I tak zwierzęta potrafią się leczyć z wykorzystaniem właściwości roślin i minerałów. Robią tak na przykład hieny, gazele, antylopy i szakale, mocząc swoje poranione w walkach nogi w sodowym jeziorze Magadi w Tanzanii. Jego woda zawiera wiele różnych soli mineralnych, które, dostając się do ran, powodują ból i pieczenie, ale jednak mają zbawienne, leczące działanie. Niedźwiedzie grizzly z Parku Narodowego Yellowstone moczą swoje rany w źródle siarkowym, również uzyskując taki leczący efekt. Piżmaki smarują skaleczenia żywicą jodłową, która przyspiesza proces gojenia. W Finlandii reny leczą swoje rany, kładąc się na porostach zawierających substancje bakteriobójcze. Natomiast foki, gdy poranią się na rafach czy skałach, owijają się morszczynami zawierającymi antybiotyki i środki tamujące krwawienie. Wilki w razie zatruć pokarmowych zjadają pokrzywy w celu wywołania wymiotów.

Altruizm obserwujemy zarówno między osobnikami tego samego gatunku (np. w wypadku nietoperzy przekazujących pokarm słabszym od siebie), jak i między osobnikami różnych gatunków. Potwierdza tę tezę jeden z wielu przykładów opisanych przez prymatologa profesora Fransa de Waala m.in. w książce „Małpa w każdym z nas". W ogrodzie zoologicznym Twycross w Anglii małpka bonobo o imieniu Kuni zobaczyła, jak lecący szpak uderzył o szybę jej wybiegu. Małpka cały dzień opiekowała się ogłuszonym ptakiem, wygładzała jego pióra, pomagała rozłożyć skrzydła, aż wreszcie wyniosła go na szczyt drzewa, skąd ptak mógł odlecieć. To zdarzenie jest dowodem nie tylko na działania altruistyczne, ale również na istnienie wśród zwierząt empatii, dzięki której Kuni zrozumiała potrzeby, jakie ma osobnik innego gatunku, potrzeby przynajmniej częściowo różne od jej potrzeb.

O tym, że zwierzęta rozmawiają ze sobą, wiemy od dawna, choć nazywamy to – niekoniecznie trafnie – porozumiewaniem się, a nie rozmową. Za stosowaniem takich pojęć też kryje się chęć zamanifestowania naszej ludzkiej, jakościowej wyjątkowości.

Bardzo ciekawe badania w zakresie komunikacji między pieskami preriowymi przeprowadził wykładający na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley profesor Constantine Slobodchikoff. Za pomocą urządzeń nagrywających ultradźwięki zarejestrował odgłosy wydawane przez te zwierzęta. Okazało się, że przekazują one sobie wzajemnie informacje składające się z dźwięków odpowiadających rzeczownikom, czasownikom i przymiotnikom. Mogą więc informować się nie tylko o nadchodzącym zagrożeniu, ale i o tym, czy jest to człowiek czy jastrząb albo kojot. Czy się porusza szybko, czy wolno. A jeśli jest to człowiek, to czy ma strzelbę, albo jaki ma kolor jego ubranie. Pieski te przekazują sobie również wiele innych informacji, których nie udało się zidentyfikować.

Wśród zwierząt obserwuje się także inne „ludzkie" zachowania: niewolnictwo, formy grzecznościowe, zabijanie dla sportu (delfiny), szacunek dla najstarszych osobników, oszołamianie się alkoholem i innymi substancjami narkotycznymi, zorganizowaną uprawę grzybów z sianiem, nawożeniem podłoża i plewieniem (mrówki), przesądy (świnie), bezcelowe okrucieństwo (koty), celebrację śmierci (słonie), seks za pożywienie (szympansy), zabiegi kosmetyczne i wiele innych.

To tylko kilka cech i zachowań, które mogły jeszcze nie tak dawno wydawać się cechami i zachowaniami charakterystycznymi wyłącznie dla ludzi. Teraz widzimy, że wyewoluowały one ze świata zwierzęcego. Tak więc epitety, którymi nazwali nas w tytułach swoich książek Desmond Morris – „naga małpa" i Jared Diamond – „trzeci szympans", wydają się w pełni uzasadnione.

Oczywiście nie we wszystkim jesteśmy podobni. Są pewne odrębności między nami a niektórymi gatunkami zwierząt. Jak zauważył Mark Twain: „Jeśli przyjmiesz do siebie zagłodzonego psa i go dobrze odżywisz, to cię nie ugryzie. Na tym właśnie polega różnica między psem a człowiekiem".

Skoro więc odmienności między światem ludzi i światem zwierząt mają charakter wyłącznie ilościowy, a nie jakościowy, to wnioski z analiz procesu ewolucyjnego zwierząt mogą znaleźć zastosowanie w zrozumieniu homo sapiens i jego rozwoju.

Zwycięski infantylizm

Na początku XX wieku holenderski anatom Lodewijk Bolk zauważył, że budowa człowieka różni się od budowy małp – paradoksalnie – podobieństwem do wyglądu ich płodu. O tym podobieństwie świadczy nie tylko ogólny kształt, ale także rozdęta czaszka i płaska twarz. Ponadto spośród wszystkich gatunków ssaków naczelnych tylko człowiek jest prawie pozbawiony owłosienia. Jak napisał Desmond Morris: „Na świecie żyją 193 gatunki małp. Z nich 192 to gatunki owłosione. Wyjątek stanowi naga małpa, która sama nadała sobie nazwę homo sapiens". Gdyby noworodek ludzki miał osiągnąć porównywalną gatunkowo dojrzałą formę, jaką osiągają noworodki małp, to ciąża ludzka trwałaby około 21 miesięcy, bo dopiero wtedy mózg małego dziecka rozwija się do poziomu porównywalnego z poziomem, jaki mają mózgi innych naczelnych w momencie urodzenia. Jednakże narodziny tak ukształtowanego dziecka nie byłyby możliwe ze względu na zbyt mały rozmiar kanału rodnego kobiety. Oczywiście w toku ewolucji mogłoby dojść do poszerzenia tego kanału, ale rozstaw bioder kobiety musiałby przekraczać metr, co z kolei bardzo utrudniałoby nie tylko bieganie, ale nawet chodzenie na dwóch nogach. Tak opisuje to Robin Dunbar w książce „Człowiek. Biografia".

Dwunożność była wszak cechą na tyle istotną i dającą tak duże przewagi naszym prehistorycznym przodkom, że ostatecznie przemiany ewolucyjne poszły w kierunku wydawania na świat noworodków zupełnie niedojrzałych w porównaniu z innymi naczelnymi.

Zjawisko zachowywania w toku ewolucji u niektórych gatunków cech larwalnych, embrionalnych czy infantylnych nosi nazwę neotenii i zostało wielokrotnie opisane przez biologów i zoologów. Polega ono na uzyskaniu możliwości rozmnażania się już w początkowych stadiach rozwoju. Neotenia może być pełna, gdy wraz z uzyskaniem tej możliwości zostaje zahamowany dalszy rozwój. Wiele z tych gatunków, jak na przykład aksolotl, zachowuje takie cechy w całym okresie swojego życia, gdyż okazały się aktualnie najlepszymi sposobami adaptacji środowiskowej. Jest też neotenia niepełna, gdy zachowane zostają w okresie dorosłości tylko niektóre cechy infantylne.

Tak więc wielu naukowców uznaje pierwszy rok życia człowieka po urodzeniu za zewnętrzną fazę rozwoju embrionalnego, a kolejne lata za najdłuższe wśród ssaków dzieciństwo, bo sam mózg rośnie aż do 23. roku życia. Ten wzrost daje ostatecznie moc, która przeciętnie jest większa od mocy mózgów wszelkich innych zwierząt. Okres nawet umownego dzieciństwa człowieka jest nieporównywalnie dłuższy niż u innych ssaków. Jednocześnie równie ważnym źródłem przewagi, jaką ma homo sapiens nad innymi zwierzętami, jest przeniesienie w „dorosłość" ciekawości świata, chęci uczenia się, skłonności do zabaw i pomysłowości młodych ssaków. „Dorosłość" w wypadku człowieka jest kategorią bardzo umowną, jako że nie spełnia ona kryteriów, które stosujemy przy określaniu gatunkowej dorosłości innych naczelnych.

Mózg ludzki ukształtowany w wyniku ewolucji składa się właściwie z trzech mózgów ułożonych na sobie warstwami. Pierwszy, najstarszy, jest mózgiem gadzim, drugi – mózgiem ssaków pierwotnych, a trzeci – rozwiniętym mózgiem naczelnych. O ile dwa pierwsze „dorastają", o tyle trzeci pozostaje plastyczny i zachowuje trwałą dyspozycję do uczenia się i zabawy. Są to podstawowe cechy, które zapewniły człowiekowi niezwykły sukces ewolucyjny. Na poziomie mózgu brak jest jakiejkolwiek krytycznej linii kończącej dzieciństwo, bo samo zakończenie wzrostu nią nie jest. Więc nawet jeśli człowiek wychodzi w jakimś sensie z tego, co sam nazywa dzieciństwem, to dzieciństwo nie wychodzi z niego nigdy.

Permanentne dzieciństwo jest jednak również źródłem poważnego zagrożenia gatunkowego.

Normalny proces uczenia się polega w istotnym stopniu na naśladowaniu rodziców i dziadków. Jeśli rozwój cywilizacyjny przebiega w szalonym tempie, a nowinki ideologiczne i technologiczne pojawiają się zbyt szybko, by rodzice nadążali z ich krytycznym poznaniem, to tracą oni autorytet w oczach dzieci. Zwłaszcza w sytuacji, gdy ideologie te występują przeciwko dotychczasowym hierarchiom i systemom wartości. Najbardziej szkodliwe okazały się takie nowe ideologie jak błędna idea równości i idea postępu. Nastąpił wtedy rodzaj sprzężenia zwrotnego.

Jeśli rodzice i dziadkowie przestali być autorytetami, to zaczęło się naśladowanie rówieśników i ruszyła lawina infantylizmu. Nastąpiło przejście od zabiegania o uznanie rodziców i dziadków, które było charakterystyczne dla społeczeństw hierarchicznych, do zabiegania o uznanie w grupie rówieśników, do zabiegania o uznanie „kolektywu". Parafrazując Edmunda Burke'a: młode, ludzkie zwierzę przestało być spadkobiercą.

Ewolucja to proces dotyczący także historii, rozwoju i organizacji życia społecznego. Łatwo wykazać, że są one również wynikiem dostosowań ewolucyjnych, ułatwiających przetrwanie. Pierwszym dowodem jest fakt, że zorganizowana społeczność homoidów była skuteczniejsza w organizacji polowań niż pojedyncze osobniki.

Ewolucja kultury i przemiany z nią związane – przez to, że prowadzą do odrzucenia hierarchicznej organizacji społecznej – wyzwalają, wcześniej trochę tłumione w ludziach, cechy infantylne. Trzeba jednocześnie pamiętać, że nie wszystkie pojawiające się w procesie ewolucyjnym mutacje i adaptacje są docelowo korzystne. Paleontologia dostarcza nam przykładów tysięcy zmian, które pojawiły się w toku ewolucji, ale ostatecznie okazały się dla kolejnych organizmów niekorzystne i doprowadziły do ich wyginięcia.

Droga do upadku

Historycznie ideologia równości ludzi zaczęła się pojawiać w XVIII wieku w związku z kryzysem monarchii, ale pełny jej rozwój obserwujemy od wieku XIX. Ideologia ta, nie w kategorii prawa do równych szans, ale w kategorii równości powszechnej w każdym aspekcie, jest kłamstwem prowadzącym do powolnego, ale całkowitego upadku społeczeństw hierarchicznych. Ponadto po osiągnięciu pewnego poziomu zamożności wiodących grup czy klas społecznych w różnych państwach europejskich – zgodnie z zasadą biologiczną osiągania potrzebnej ilości pożywienia jak najmniejszym wysiłkiem – pojawiła się pokusa sięgania po te zasoby przez biedniejszych.

Demokracja, a zwłaszcza demokracja powszechna są wynalazkami stosunkowo nowymi. Początki uspołecznionych naczelnych zawsze cechował porządek hierarchiczny – władza jednostki i szczeble wpływów. W strukturach hierarchicznych trzeba zasługiwać, w demokracji wystarczy być. Hierarchiczne społeczeństwo generowało doskonalenie się i rozwój coraz bardziej wyrafinowanych ideałów, estetyk i myśli, społeczeństwo równościowe zaś popada w narcystyczną samoakceptację, wynikającą z upowszechniania podświadomego przekonania, że wystarczy naśladować rówieśników, bo to w związku z wzajemnością naśladowania gwarantuje akceptację środowiskową. Najłatwiej jednak naśladuje się kolorową miernotę.

Idea równości zwiększa radykalnie oczekiwania społeczne: ochrony, opieki, bezpieczeństwa, a przede wszystkim dostatku. Bez wysiłku, bez odpowiedzialności, bez samodzielności. Wyzwala zarazem tendencje do zniszczenia kultury, tradycyjnej rodziny i szacunku dla historii, a przy okazji pogardę dla inteligencji, dobrych manier i szczytowych osiągnięć ludzkiej myśli i sztuki. Destrukcja kulturowych wzorców ludzkiej dorosłości uwalnia wcześniej przez nie tłumiony biologiczny, neoteniczny infantylizm.

W związku z brakiem biologicznie zdeterminowanej formy dorosłości, gdy znika – ukształtowana w przeszłości – społeczno-kulturowa motywacja do uzyskiwania dojrzałości, homo sapiens pozostaje wyłącznie dziecinny. I narasta jego dziecięca frustracja objawiająca się często prymitywizmem, chamstwem i wulgarnością. Wszystkie naczelne żyją w społecznościach hierarchicznych. Tak też żył przez kilka tysięcy lat człowiek. Znacząca, równościowa zmiana struktur społecznych w większości państw, która to zmiana miała być szlachetnym postępem, degeneruje nasze wcześniejsze osiągnięcia kulturowe. Wszechogarniająca konsumpcja, stająca się jedynym celem zdziecinniałych homo sapiens, prowadzi do upadku.

Obserwowane i opisywane w XIX i XX wieku zjawiska nazywane buntem mas, homo sovieticusem czy człowiekiem bez właściwości, są tym samym i mają to samo, niezwykle silne, umocowanie biologiczne.

Stada roszczeniowych i leniwych osobników, którymi się stajemy, „wyjedzą sobie" w ten sposób drogę do zagłady, tworząc „kulturę" przegrywającą we współzawodnictwie, a przyszłe cywilizacje ludzkie tworzyć będą wojownicze społeczności rządzone despotycznie. Wciąż oczywiście są osobistości i środowiska, które tej degradacji kulturowej człowieka starają się przeciwstawiać. Nadzieje na ich zwycięstwo są wszak płonne i nie ma dla nich podstaw, bo coraz większej liczbie nowych, dziecinnych ludzi Immanuel Kant, Fidiasz czy Thomas Stearns Eliot nie są do niczego potrzebni. Jednakże odrzucenie wzorców, które przekraczają człowieka, na rzecz infantylnego naśladowania rówieśników i utrwalenie najbardziej negatywnych cech zdziecinnienia w dłuższej perspektywie doprowadzą do regresu cywilizacyjnego ludzkości. Ludzkości, która wcale nie ma boskiej gwarancji na wieczne istnienie.

To zagrożenie osłabić można tylko refleksją i edukacją dotyczącymi funkcjonowania społeczeństwa masowego, tak właśnie uwarunkowanego. Prowadzić one powinny do poszerzenia ludzkiej samoświadomości, bo tylko ona może być obroną. Świata, który znany był ludziom w minionych wiekach, uratować się nie da, chociaż próbować trzeba.

Krzysztof Budziakowski jest poetą, filozofem, prezesem Fundacji im. Zygmunta Starego oraz wydawcą. Za swą działalność wydawniczą w podziemiu w PRL-u i późniejszą po 1989 r. był wielokrotnie odznaczany, m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Wolności i Solidarności. W 2020 r. wydał tom wierszy pt. „Choć przeciekają nasze łodzie... Notatki lipnickie"

Na obrazie Eugeniusza Muchy „Naznaczeni czerwienią" twarze ludzi są w różnym stopniu pomalowane czerwoną farbą. Można ten obraz odczytywać jako symbol stawania się homo sovieticusem pod wpływem ustroju realnego socjalizmu. Czy taka diagnoza, czy taka sugestia jest jednak uprawniona? Czy realny socjalizm mógł rzeczywiście stwarzać „nowego człowieka"? Czerwonego człowieka? Czy polityka może być silniejsza od biologii?

Homo sovieticus

Pozostało 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Historia ludowa czy ludożercza. Matka Boska z Bardo kontra szeptuchy
Plus Minus
Demograf: Czeka nas półwiecze rządów pań
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Abp Wojda nie zaskakuje. Niestety
Plus Minus
Wygoda bez kompromisów. Jak sport podbił świat mody
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Prof. Wojciech Fałkowski: Trump nie chciał usiąść na tle „Batorego pod Pskowem”