Akcja toczy się w średniowieczu, wśród gęstych lasów i ubogich wiosek z domami krytymi strzechą, wreszcie na kamiennych uliczkach ciągnących się u stóp malowniczo położonych zamków. Główna bohaterka, młoda akuszerka Ada, asystuje babce podczas kolejnego porodu. Dziecko lokalnego namiestnika przychodzi na świat martwe, co dla kobiet oznacza wyrok śmierci. Okazuje się jednak, że starsza kobieta posiada zdolności magiczne. Ukrywała je przed światem i jedynie czasami korzystała z nich do czynienia dobra. Co więcej, Ada ową moc odziedziczyła.




Twórcy zręcznie snują tę opowieść. Znajdują w niej miejsce na obowiązkowe konne galopady i pojedynki na miecze, ale też bardzo tradycyjny wątek romantyczny. Sięgają przy tym po magię, mało skomplikowane spiski i intrygi, rytualne kręgi kobiece i doświadczenie siostrzeństwa, a nawet – w przewrotny sposób – zabierają głos w debacie na temat wyższości wiedzy nad zabobonami.

„Czarny Księżyc" pozostaje produkcją dla specyficznego odbiorcy. Z pewnością nie oczaruje fanów „Wiedźmina", a miłośnikom fantasy może się wydać sztampowy i nudny. Sami twórcy deklarują, że stworzyli opowieść dla kobiet, dla których świat Geralta jest zbyt brutalny i męski. Cóż, Netflix coraz wyraźniej zauważa kobiety i również do nich zaczyna kierować swoją ofertę. 

—Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl