Bukowski, wróg komunizmu i Unii Europejskiej

16 maja Władimir Bukowski przerwał głodówkę będącą formą protestu przeciwko śledztwu, które się w jego sprawie toczy. Mieszkający w Wielkiej Brytanii pisarz rosyjski został oskarżony o posiadanie i produkowanie pornografii dziecięcej. Dawny antykomunistyczny dysydent zdążył się wielokrotnie narazić Kremlowi.

Aktualizacja: 22.05.2016 07:25 Publikacja: 19.05.2016 13:42

Władimir Bukowski: łagiernik z Cambridge

Władimir Bukowski: łagiernik z Cambridge

Foto: YouTube

Już dawno nie odbierałam takiego telefonu. – Irena? Tu Wiktor – odezwał się po rosyjsku zdenerwowany głos z nierozpoznanego numeru paryskiego. – Musimy natychmiast coś zrobić. Wołodia umrze, wiesz, jaki jest chory, a jeszcze teraz to. Ameryka zawsze mu pomagała, musisz... – Przepraszam, Wiktor, jaki Wiktor? Znam tylu Wiktorów. Wołodia? Który Wołodia? Mów wolniej, bo nie wszystko rozumiem, jak się tak szybko mówi – odpowiedziałam. – No to przecież ja, Wiktor Fajnberg. Wiesz przecież, że Wołodia Bukowski zaczął kilka godzin temu głodówkę – usłyszałam w słuchawce.

Wiktor Fajnberg to jeden z najstarszych żyjących dysydentów. Ma dziś 84 lata, jest filologiem, który w ZSRS pisał pracę dyplomową o J.D. Salingerze. W sierpniu 1968 roku był jedną z siedmiu osób, które wyszły na plac Czerwony protestować przeciwko agresji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. (Nie należy nigdy zapominać, że dowódcą wojsk polskich był generał Wojciech Jaruzelski, mianowany na to stanowisko w kwietniu tamtego roku, kiedy przygotowywano już plany ataku). W czasie zatrzymania Fajnbergowi wybito przednie zęby, więc nie można go było pokazać na procesie. Umieszczony zatem został na cztery lata w szpitalu psychiatrycznym, gdzie był poddawany barbarzyńskim kuracjom psychotropowym. Pewnie by ślad o nim zaginął, gdyby nie lekarka Marina, która wynosiła od niego wiadomości do dysydentów. Marinę wyrzucono z pracy, Wiktora zwolniono na skutek protestów międzynarodowych. Oboje pobrali się i wyemigrowali w 1974 roku. Wiktor jest do dziś dyrektorem Kampanii przeciwko Nadużywaniu Psychiatrii.

Antysowiecka międzynarodówka

Telefon w środku nocy przypomniał mi lata 70. i 80. Tak jakby znów odżyła nieformalna międzynarodowa sieć opozycjonistów. Rosjanie nie mieli nic przeciwko nazywaniu ich dysydentami, przedstawiciele tak zwanych mniejszości narodowych ZSRS woleli być określani jako „działacze niepodległościowi", a wielu mieszkańców bloku wschodniego wybierało termin „emigranci polityczni".

Nie wszystkim oczywiście odpowiadało międzynarodowe grono. Niektórzy emigranci/dysydenci woleli „swój do swego po swoje", ale ci, którzy przeszli przez gułag, gdzie widzieli przedstawicieli narodów, o których nawet nikt nie słyszał, wciągali się w tę nieformalną sieć. Przekształciła się ona w 1983 roku w organizację Résistance International. Jej przewodniczącymi zostali Armando Valladares, znany kubański dysydent i wieloletni więzień, oraz właśnie Władimir Bukowski.

Organizacja byłaby pewnie dużo bardziej efektywna, gdyby nie kilka czynników. Jednym z nich był zapewne ówczesny brak nie tylko internetu, ale i faksu czy telefonów komórkowych. Poza tym większość dysydentów zazwyczaj nie znała więcej języków niż własny. Główny minus stanowiło jednak to, że zanim organizacja się rozwinęła i zapuściła korzenie, zaczęto wyolbrzymiać jej realne możliwości obalenia komunizmu na całym świecie.

Pełzająca schizofrenia

Do komitetu honorowego RI weszło wielu znanych polityków, zwłaszcza amerykańskich, których trzeba było oczywiście „obsługiwać". Resistance International dostała od razu duże pieniądze z USA, organizowała różne akcje, ale też konferencje. Jedyne udane przedsięwzięcia to były te, które podejmowano bez rozgłosu, takie jak pomaganie sowieckim żołnierzom w dezerterowaniu z Afganistanu, rozpowszechnianie bibuły w ZSRS czy nadawanie audycji o „Solidarności" z małej łodzi na granicy wód terytorialnych Kuby. – Audycje te przygotowywaliśmy z Jakubem Karpińskim po angielsku, potem tłumaczono je na hiszpański. Może nie zrobiliśmy zbyt dużo – powiedział po latach Bukowski – ale to, co zrobiliśmy, zrobiliśmy dobrze.

Resistance International stała się tak głośna przede wszystkim za sprawą – dziś niespełna 74-letniego – Władimira Bukowskiego. Jego nazwisko było znane poza granicami ZSRS, jeszcze zanim został w grudniu 1976 roku wymieniony na więzionego w Chile szefa tamtejszej partii komunistycznej Luisa Corvalana (jak mówiła o tym krążąca po Moskwie czastuszka: „pomieniali chuligana na Luisa Corvalana"). Był jednym z najbardziej znanych i bronionych więźniów politycznych.

Biografię miał rzeczywiście imponującą. Wyrzucony ze szkoły w wieku 17 lat za redagowanie niedozwolonej gazetki, potem z drugiego roku biologii za napisanie i publiczne odczytanie pod pomnikiem Majakowskiego w Moskwie „Tez o rozpadzie Komsomołu" – bezlitosnej analizy systemu komunistycznego – został w końcu aresztowany w 1963 roku i skazany ze słynnego art. 70 za antysowiecką propagandę. Czołowi psychiatrzy ZSRS uznali jednak dysydenta za chorego umysłowo i umieszczono go w zakładzie psychiatrycznym.

W latach 60. i 70. takie – masowe – traktowanie więźniów politycznych było jednym z wybitnych komunistycznych osiągnięć w niszczeniu rodzącej się opozycji i łamaniu ludzi. Mimo że uczestniczyłam w różnych kampaniach przeciwko nadużywaniu sowieckiej psychiatrii, im bardziej poznawałam rzeczywistość ZSRS, tym większe miałam zrozumienie dla KGB-owskich psychiatrów.

Rzeczywiście trzeba było być nienormalnym, żeby wierzyć w to, że opór przeciwko reżimowi komunistycznemu może coś zmienić. Na wydział medycyny nie było łatwo się dostać, a psychiatria podlegała szczególnemu nadzorowi. Diagnozę: pełzająca schizofrenia, stawiali dysydentom doktorzy i profesorowie wychowani już w systemie sowieckim, niemający dostępu do nauki światowej (nawet w PRL Freud był początkowo zakazany, a potem źle widziany), i w sposób szczególny rozumiejący to, czym jest norma. Odbieganie od normy narzuconej przez partię komunistyczną było już chorobą, którą należało leczyć wstrząsami elektrycznymi i środkami psychotropowymi.

Czytaj także:

Wypuszczony z psychuszki w lutym 1965 roku Bukowski wrócił do niej w grudniu za organizowanie demonstracji w obronie sądzonych pisarzy Julija Daniela i Andrieja Siniawskiego. Wyszedł po sześciu miesiącach, by znowu po kolejnych sześciu zostać aresztowanym za organizowanie, m.in. wraz z Vadimem Delaunayem – potomkiem ostatniego gubernatora Bastylii i późniejszym uczestnikiem demonstracji na placu Czerwonym w 1968 roku – niewielkiego zgromadzenia w obronie sądzonych wówczas Jurija Gałanskowa i Aleksandra Ginzburga. Tym razem został skazany na trzy lata gułagu, a jego wystąpienie w sądzie zostało rozpowszechnione przez samizdatową „Kronikę wypadków bieżących". Było ono doskonale przygotowaną krytyką sądownictwa i praktyk komunistycznych.

Ten wyrok Bukowski odsiedział od gwizdka do gwizdka i wyszedł w styczniu 1970 roku. Spędził rok na zbieraniu dowodów i dokumentowaniu przypadków nadużywania psychiatrii przeciwko dysydentom. W marcu 1971 roku opublikowano we Francji ponad 150 stron zgromadzonych przez niego materiałów wraz z jego apelem do psychiatrów na całym świecie, by podjęli się obrony więzionych i potępili psychiatrów sowieckich. Apel stał się ogólnie znany i Międzynarodowy Związek Psychiatrów, po sześciu latach gorących dyskusji, potępił w końcu postępowanie sowieckich kolegów i powołał specjalną komisję do zbadania sprawy. W efekcie w 1983 roku przedstawicie ZSRS wycofali się z Międzynarodowego Związku Psychiatrów. Było to niekwestionowane zwycięstwo Bukowskiego, Fajnberga, Aleksandra Podrabinka i wielu innych dysydentów, którzy ujawniali to barbarzyńskie zastosowanie medycyny.

W tym samym czasie, gdy świat czytał apel Bukowskiego, był on już ponownie aresztowany i tym razem uznany za psychicznie zdrowego. „Prawda" nazwała go „chuliganem", został skazany na dwa lata więzienia, pięć lat łagru i pięć lat zesłania. W więzieniu siedział razem z psychiatrą Siemionem Gluzmanem (skazanym na siedem lat gułagu i trzy lata zesłania za odmowę uznania generała Petra Hryhorenki za chorego psychicznie), z którym napisał „Przewodnik psychiatrii dla dysydentów" – podręcznik, jak nie dać się zaklasyfikować jako chory psychicznie.

Podległość Zachodu

W 1976 roku, w kajdanach, nieświadomy, co z nim robią, został zawieziony do Szwajcarii i tam dowiedział się, że został wymieniony na Corvalana.

Ta przydługa biografia Bukowskiego, obejmująca tylko 17 lat jego życia, jest z jednej strony unikalna, a z drugiej – charakterystyczna dla środowiska dysydentów w ZSRS, tak różnego od opozycji w krajach bloku. Unikalna, bo chyba tylko Mustafa Dżemilew, przywódca Tatarów krymskich, ma biografię składającą się z 17 lat więzienia i gułagu, przeplatanych sześcioma procesami. A charakterystyczna dlatego, że większość dysydentów rosyjskich, jeśli już dostrzegała, że władza sowiecka jest nie do zaakceptowania, i coś w tej sprawie robiła, to lądowała w więzieniach i gułagach. Bardzo często po jednej czy dwóch odsiadkach dysydenci byli albo deportowani, albo zmuszani do wyjazdu.

Na Zachodzie Bukowski odnalazł się jak żaden inny były dysydent. Skończył studia i otrzymał dyplom magistra biologii. Bardzo inteligentny, oczytany i z szerokim spojrzeniem – tak mało charakterystycznym dla Rosjan – napisał książkę „I powraca wiatr" oraz wiele artykułów. Pisał o komunizmie, systemie sowieckim, psychuszkach, bronił dysydentów i na pewno w nie mniejszym stopniu, choć w innym niż Aleksander Sołżenicyn, wpłynął na zmianę myślenia części Zachodu o Związku Sowieckim. W odróżnieniu od Sołżenicyna, który Zachodu nie znał, ale się nim brzydził, Bukowski krytykował Zachód za podległość Sowietom, ale próbował coś w tej sprawie robić. Występował publicznie, spotykał się z politykami i szerszą publicznością. W artykułach krytykował liberałów za zaślepienie i konserwatystów za sztywność poglądów. Widział już 30 lat temu słabość Ameryki, którą wielu odkrywa dopiero od niedawna.

W 1984 roku pisał: „...nie udało mi się znaleźć w literaturze amerykańskiej niczego co (...) proroczo i obrazowo symbolizowałoby Amerykę współczesną. (...) wyjrzałem mimochodem na ulicę – i oto znalazłem ów symbol, z krwi i kości. Ulicą zuchowato pędził na wrotkach Kalifornijczyk w średnim wieku (około 45 lat, sądząc po siwiejącej brodzie) wciśnięty w wyzywająco czerwone kąpielówki, energicznie żujący gumę i z uszami szczelnie zatkanymi przez słuchawki walkmana. Wyglądało na to, że jedyną częścią jego ciała, która nie była całkowicie oddana swym własnym czynnościom, były jego oczy: wyrażały one bezgraniczne zdumienie, jakby wciąż zadając to ulubione amerykańskie pytanie: what's going on here? – Co się dzieje? (...) Ten wielki naród pionierów, kraj wielkich możliwości i twardego współzawodnictwa, zniewieściał w ciągu paru dziesięcioleci pokoju, prosperity oraz ubezpieczeń społecznych..."

Artykuł opublikowany w konserwatywnym piśmie „The American Spectator" nazywał się „Najważniejsze – negocjować" i już sam ten tytuł zawiera krytykę ówczesnej – i dzisiejszej – polityki USA wobec ZSRS i Rosji.

Bukowski odnosił się bardzo sceptycznie do prowadzonej przez Gorbaczowa polityki głasnosti i pieriestrojki i był zdecydowanym zwolennikiem dekomunizacji. Przez jakiś czas domagał się, by i zbrodnie komunizmu miały swoją Norymbergę. Krótko wiązał swoje nadzieje z Borysem Jelcynem, ale się zorientował, że mimo delegalizacji KPZR w 1991 roku komuniści pod różnymi postaciami, nadal dominowali w życiu politycznym, społecznym i ekonomicznym.

W czasie swego krótkiego flirtu z Jelcynem Bukowski uzyskał dostęp do tajnych archiwów KC KPZR i w tajemnicy skopiował setki stron, które przemycił na Zachód. Całość opublikował w internecie, a część wydał w formie książki „Moskiewski proces".

Do niedawna uchodził za dominującą postać opozycji rosyjskiej. Mieszkał w Wielkiej Brytanii, ale przyjeżdżał do swojej ojczyzny. W 2007 roku ubiegał się o kandydowanie na prezydenta Rosji. Chociaż zebrał odpowiednią ilość podpisów, nie został zarejestrowany przez komisję wyborczą.

Zwolennik Brexitu i Nigela Farage'a

Bukowski stawał się coraz bardziej zaciętym przeciwnikiem Putina. Był inicjatorem akcji „Putin musi odejść", nazywał go spadkobiercą Berii. W tym samym czasie, kiedy narażał się Putinowi, nie mógł też liczyć na sympatię brytyjskiego establishmentu. Od dawna był przeciwnikiem Unii Europejskiej, porównywał ją do Związku Sowieckiego, poparł Brexit i Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa Nigela Farage'a. Ale przede wszystkim od 2006 roku domagał się energicznego śledztwa w sprawie zabójstwa Aleksandra Litwinienki, o które oskarżał Kreml, na co wskazywało wiele dowodów i poszlak. Litwinienko zmarł w Wielkiej Brytanii otruty polonem, ale dopiero po rosyjskiej aneksji Krymu sąd Jej Królewskiej Mości wszczął na nowo śledztwo.

17 marca 2015 roku pisarz składał w tej sprawie zeznania. A już 27 kwietnia tego samego roku Prokuratura Jej Królewskiej Mości oznajmiła, że „Bukowski zostanie oskarżony" o posiadanie i produkowanie pornografii dziecięcej. Na początku maja 2015 roku dawny dysydent został poddany dziewięciogodzinnej operacji serca w Niemczech, po której nastąpiła czteromiesięczna rekonwalescencja. W sierpniu Bukowski podał do sądu sprawę przeciwko Prokuraturze JKM za „złośliwe znieważenie". O złośliwości można rzeczywiście mówić, skoro normalne komunikaty mówią zazwyczaj o wydanych już wyrokach, nie podając zresztą nazwiska sprawcy.

I tu zaczął się wyścig z czasem. Sprawę z powództwa Bukowskiego sąd przekładał trzykrotnie, a sprawę o pedofilię wyznaczył na 16 maja bieżącego roku. 20 kwietnia schorowany Bukowski zaczął więc głodówkę, domagając się, by sprawa o zniesławienie była rozpatrywana przed sprawą karną. Co kilka dni dochodziły coraz bardziej dramatyczne wieści o jego stanie zdrowia. 16 maja Bukowski, postarzały o kilkanaście lat w porównaniu ze zdjęciem sprzed kilkunastu dni, pojechał na wózku inwalidzkim do sądu. Z góry zapowiedział, że nie będzie odpowiadał na żadne pytania. Nikt go jednak do tego nie nakłaniał. Prokuratura wniosła o przełożenie rozprawy karnej na 12 grudnia, a sąd zapowiedział na 25 lipca sprawę z powództwa Bukowskiego przeciwko prokuraturze o zniesławienie. Po roku „śledztwa" prokuratura stwierdziła, że musi zebrać dodatkowe informacje, by móc skutecznie oskarżyć Bukowskiego. Pisarz przerwał głodówkę.

Czyżby wygrał? Z jednej strony tak, bo będzie miał – jeśli dożyje – swój dzień w sądzie w lipcu. Z drugiej – jak sam mówił – oskarżenie miało zabić jego reputację i dlatego zdecydował się na głodówkę do końca. Oskarżenia o pedofilię mają moc rażenia większą od mnóstwa innych oskarżeń. Ludzie boją się nawet zakładać, że oskarżony może być niewinny. Zwłaszcza jeśli jest antyeuropejskim antykomunistą.

Oświadczenie Kornela Morawieckiego, Marszałka Seniora Sejmu RP

Wyrażam swoje głębokie zaniepokojenie i oburzenie bezprecedensowym prześladowaniem wybitnego pisarza, obrońcy praw człowieka, niekwestionowanego lidera dysydentów sowieckich, weterana walki przeciwko dyktaturze komunistycznej w Związku Sowieckim i na świecie, człowieka, któremu również naród polski jest wdzięczny za wyzwolenie z komunistycznej niewoli. Po przestudiowaniu dostępnych mi faktów obecnej sprawy, a także na podstawie bezstronnej analizy całej drogi życiowej Władimira Bukowskiego jednoznacznie stwierdzam, że został on ofiarą potwornej prowokacji, w którą, niestety, zostały wciągnięte władze sądowe Wielkiej Brytanii. Stanowczo protestuję i opowiadam się za jak najszybszym wyjaśnieniem całej sprawy i oczyszczeniem Władimira Bukowskiego z brudnych zarzutów.

Kornel Morawiecki

List otwarty do marszałka seniora Sejmu RP Kornela Morawieckiego

Z wdzięcznością przeczytaliśmy oświadczenie Marszałka Seniora Sejmu RP Kornela Morawieckiego z protestem przeciwko bezprecedensowemu prześladowaniu Władimira Bukowskiego, weterana walki z komunizmem w ZSRS i na całym świecie.

To oświadczenie jest dla nas tym ważniejsze nie tylko dlatego, że jest to pierwszy otwarty głos w obronie Bukowskiego ze strony wybitnego polityka europejskiego, ale także że ten głos doszedł właśnie z Polski.

Solidarność Polaków i Rosjan w walce o wolność ma wieloletnią tradycję.

W ostatnich latach symbolem tej walki stali się weterani Kornel Morawiecki i Władimir Bukowski.

W maju 2010 roku (wraz ze śp. Natalią Gorbaniewską) napisaliśmy list otwarty, w którym wyraziliśmy swoje zaniepokojenie oddaniem śledztwa w celu zbadania katastrofy smoleńskiej w ręce władz rosyjskich.

Dziś zaniepokojenie postępem śledztwa w sprawie Władimira Bukowskiego głośno wyraził historyczny lider Solidarności Walczącej Kornel Morawiecki.

Niskie ukłony i wyrazy wdzięczności dla wszystkich naszych polskich przyjaciół!

Za waszą i naszą wolność!

Władimir Bukowski

Aleksander Bondariew

Wiktor Fajnberg

Andrej Iłłarionow

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Już dawno nie odbierałam takiego telefonu. – Irena? Tu Wiktor – odezwał się po rosyjsku zdenerwowany głos z nierozpoznanego numeru paryskiego. – Musimy natychmiast coś zrobić. Wołodia umrze, wiesz, jaki jest chory, a jeszcze teraz to. Ameryka zawsze mu pomagała, musisz... – Przepraszam, Wiktor, jaki Wiktor? Znam tylu Wiktorów. Wołodia? Który Wołodia? Mów wolniej, bo nie wszystko rozumiem, jak się tak szybko mówi – odpowiedziałam. – No to przecież ja, Wiktor Fajnberg. Wiesz przecież, że Wołodia Bukowski zaczął kilka godzin temu głodówkę – usłyszałam w słuchawce.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami