Zabłocki o sporze wokół SN: liczby nie kłamią, czyli mój bilans zamknięcia

Praca w atmosferze stworzonej wokół sądów jest trudniejsza niż 2–3 lata temu. Trudniej pisze się wyroki, gdy myślami krąży się wokół tego, co z nami będzie – pisze Stanisław Zabłocki, prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego.

Aktualizacja: 05.10.2018 07:11 Publikacja: 04.10.2018 19:24

Stanisław Zabłocki

Stanisław Zabłocki

Foto: tv.rp.pl

Czytanie tego tekstu nie będzie, w przeciwieństwie do słuchania muzyki, lekkie, łatwe ani przyjemne. Fragmentami przypomni wyciąg z rocznika statystycznego lub tablic logarytmicznych. Mimo to zachęcam do lektury. Liczby bowiem nie kłamią.

Czytaj także: Stanisław Zabłocki: będę czuł się sędzią SN do 2020 roku

Przed uchwaleniem nowej ustawy o Sądzie Najwyższym eksponowano potrzebę usprawnienia i przyspieszenia postępowania przed nim. Wskazywaliśmy na niesprawiedliwość ocen wytykających rzekomą opieszałość, przypominając, że według twardych danych statystycznych mamy jeden z najsprawniej działających europejskich sądów najwyższych. Zresztą tak jeszcze trzy lata temu oceniali jego działalność po zapoznaniu się z rokrocznie publikowanymi statystykami najwyżsi przedstawiciele władzy wykonawczej i ustawodawczej podczas Zgromadzeń Ogólnych Sędziów Sądu Najwyższego.

Co najciekawsze, były to wypowiedzi tych samych osób, które nieco później identyczne lub zbliżone wyniki komentowały już nie tylko innym językiem, ale i diametralnie odmiennie. A przecież liczby nie kłamią.

Data 12 września 2018 r., która w piśmie pana prezydenta wymieniona została jako dzień mojego przejścia w stan spoczynku, skłania do próby weryfikacji celu, jaki miał przyświecać ustawie, z efektami, do których doprowadziła. Dane prezentowane czytelnikowi dotyczą Izby Karnej. Sądzę jednak, że zasygnalizowane trendy widoczne są i w innych Izbach. Statystyka odniesie się przede wszystkim do orzecznictwa kasacyjnego, gdyż to właśnie sprawy wpływające z kasacjami decydująco ważą na ilości pracy sędziów SN. Jedynie posiłkowo przywołam inne kategorie spraw.

Róbmy swoje

Od lat ilość kasacji wpływających do Izby Karnej SN pozostawała na stabilnym poziomie (w 2012 r. – 1710, w 2013 r. – 1735, w 2014 r. – 1694, w 2015 r. – 1778, w 2016 r. – 1821), aby istotnie wzrosnąć w dwóch ostatnich latach (w 2017 r. – 2163, a w ciągu pierwszych trzech kwartałów 2018 r. – 2050, co pozwala prognozować, iż na koniec grudnia liczba kasacji wzrośnie do ponad 2700). Z wpływem spraw kasacyjnych w latach 2012–2016 zmierzyć się musiało średniorocznie 27–30 sędziów Izby Karnej. Liczba sędziów ulegała niewielkim zmianom, ponieważ nigdy wszystkie etaty nie były obsadzone. Starsi sędziowie odchodzili w stan spoczynku, na ich miejsce przychodzili jednak nowi, wyłaniani w sprawnie przeprowadzanych konkursach kwalifikacyjnych i bez zbędnej zwłoki nominowani przez prezydenta. Wspomagali nas sędziowie sądów apelacyjnych, odbywający tzw. delegacje (orzekało w naszej Izbie po 3 miesiące średnio 6 sędziów delegowanych w ciągu roku. Łatwo można więc wyliczyć, że dzięki temu wsparciu w Izbie jakby orzekało dodatkowo 1–2 sędziów) oraz sędziowie Izby Wojskowej (przy stosunkowo niewielkim wpływie spraw każdy z sędziów tej Izby przez 1–2 miesiące w roku orzekał w Izbie Karnej; wsparcie to można porównać zatem z udzielanym przez sędziów delegowanych z sądów apelacyjnych).

Przy takim wpływie spraw i takiej liczbie sędziów orzekających, jak w latach 2012–2016, średni czas oczekiwania na rozpoznanie kasacji w Izbie Karnej wynosił od 10 (w 2012 r.) do 5 miesięcy (w 2017 r.). Dzięki usprawnianiu prac oraz intensyfikowaniu wysiłku sędziów i współpracujących z nimi asystentów (przykładowo – w 2012 r. rozpoznano w Izbie 1606 kasacji, a w 2017 r. – 1905 kasacji, czyli o 300 więcej), czas ten stale malał, a liczba spraw kasacyjnych pozostałych do rozpoznania na kolejny okres statystyczny pozostawała na w miarę stabilnym poziomie (w 2012 r. – 759, a w 2017 r. – 773), pomimo zwiększonego wpływu spraw (dane za lata 2013–2016 są zbliżone).

Szczególnie docenić należy mobilizację sędziów Izby Karnej w 2017 r. Na koniec 2017 r. z 30 etatów sędziowskich w Izbie tylko 26 było obsadzonych, przy czym postępowanie konkursowe na obsadzenie tych etatów trwało krótko, kandydaci przedstawieni zostali panu prezydentowi, ale ten nie podjął wobec tych osób żadnej decyzji, do czego wypadnie jeszcze powrócić. Dodać należy, że kolejny sędzia na skutek poważnych perturbacji zdrowotnych przez 8 miesięcy nie mógł orzekać.

W konsekwencji, przez cały rok prace w Izbie prowadzone były w składzie pomniejszonym o 5, co stanowiło 1/6 składu Izby. Tylko olbrzymiemu wysiłkowi pozostałych sędziów zawdzięczać można, że w tak zmniejszonym składzie rozpoznano nawet więcej spraw niż w 2016 r., dzięki czemu zaległości nie rosły.

Niestety, starania o uzyskanie większej pomocy sędziów delegowanych nie zostały zakończone powodzeniem (w pierwszej połowie 2017 r. udało się jeszcze uzyskać zgodę ministra sprawiedliwości na trzymiesięczne delegacje czwórki sędziów, natomiast na całą drugą połowę tego roku minister wyraził zgodę na trzymiesięczną delegację tylko jednego sędziego; 6 razy odmówił delegowania). W 2018 r. sędziowie Izby Karnej weszli więc potężnie zmęczeni. Nie tylko fizycznie po podjętym w roku poprzednim wysiłku opanowania rosnącego wpływu spraw przez coraz mniej osób, ale i psychicznie, w efekcie nagonki na stan sędziowski, w tym także, a od pewnego momentu przede wszystkim na sędziów SN. Od 8 grudnia 2017 r. znane już były rozwiązania wprowadzone przez nową ustawę o ustroju tego sądu. Sędziowie mieli więc świadomość nie tylko tego, że przy rosnącym wpływie spraw pan prezydent nieoczekiwanie zmniejszył liczbę etatów w Izbie Karnej z 32 do 29, ale także że lada moment od orzekania może zostać odsuniętych wielu najbardziej doświadczonych sędziów Izby, do tej pory jej filarów.

Bez kolegów wojskowych

Wiedzieliśmy też, że z powodu przymusowego przeniesienia w stan spoczynku wszystkich sędziów Izby Wojskowej pozbawieni będziemy ich wsparcia orzeczniczego. Sprawdziły się też czarne scenariusze dotyczące stanowiska ministra sprawiedliwości w kwestii delegowania sędziów. Przez trzy kwartały 2018 r. nie otrzymał delegacji do Izby Karnej ani jeden sędzia sądu powszechnego, pomimo naszych 9 wystąpień.

Mobilizowaliśmy się wzajemnie, że choć burza huczy wokół nas, trzeba robić swoje. I to najlepiej, jak potrafimy. Ale w pewnym momencie pojawia się granica ludzkiej wydolności i nie dało się już skutecznie łatać dziur powstałych nie z naszej winy.

Wypada przypomnieć, że z naszej Izby odeszło: jesienią 2016 r. – 3 sędziów, w lutym 2017 r. kolejny, w połowie 2018 r. 6 sędziów (2 na własny wniosek, ale 4 po wyrażeniu woli dalszego orzekania, tyle że bez poddania się tym rygorom nowej ustawy, które uznali za niezgodne z wzorcem zapisanym w art. 180 ust. 1 Konstytucji RP), wreszcie 12 września tego roku i ja otrzymałem pismo powiadamiające o przeniesieniu w stan spoczynku.

W ciągu niespełna dwóch lat, grono sędziów Izby zmalało o 11 osób, znacznie ponad 1/3 wyznaczonego przez pana prezydenta stanu. Nie zastąpił ich nikt! Zaległości wzrastają w niepokojącym tempie. O ile na koniec 2017 r. pozostały do rozpoznania 773 sprawy kasacyjne z ubiegłego okresu, o tyle na koniec pierwszego kwartału było ich już 918, na koniec drugiego kwartału 1088, a na koniec trzeciego – już 1536. Oznacza to ponaddwukrotny wzrost zaległości w ciągu 9 miesięcy. Przy tym jeżeli średnia oczekiwania na rozpoznanie kasacji na początku roku wynosiła 5 miesięcy, to obecnie szacować ją należy na miesięcy 10, a na koniec grudnia zapewne przekroczy rok.

Oczywiście można zapytać, czy przypadkiem nie stali się mniej aktywni sędziowie, których nowa ustawa nie pozbawiła możliwości orzekania. A gdyby nawet, nie można by się temu dziwić, bo praca w atmosferze stworzonej wokół SN jest o wiele trudniejsza niż dwa, trzy lata temu. Trudniej czyta się akta, trudniej studiuje orzecznictwo i poglądy doktryny, trudniej pisze uzasadnienia, gdy myśl krąży także wokół tego, co będzie z naszymi koleżankami i kolegami, czy wreszcie, co będzie z nami. Jestem jednak przekonany, że sędziowie Izby oparli się zniechęceniu i zaniepokojeniu oraz czynili wszystko, aby pracować tak efektywnie jak dotąd.

Skąd zatem narastające zaległości? Już tylko z dotychczas przytoczonych danych każdy może wyliczyć, iż na jednego sędziego wypada w trakcie roku ok. 60 spraw kasacyjnych, w których jest sprawozdawcą (oprócz rozpoznawania takich spraw uczestniczy w podejmowaniu uchwał interpretacyjnych, rozpoznawaniu wniosków o wznowienie postępowania, wniosków o przekazanie sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu i wniosków o wstrzymanie wykonania prawomocnego orzeczenia, zażaleń na liczne rozstrzygnięcia incydentalne, ale i kończących postępowanie skarg na wyrok kasatoryjny sądu odwoławczego itd).

Wystarczy przemnożyć wskazaną liczbę przez wakujące etaty, dodać ilość spraw, które pomogliby rozpatrzyć sędziowie Izby Wojskowej oraz sędziowie sądów powszechnych (gdyby otrzymali delegacje do orzekania w SN) i okaże się, że czas oczekiwania przez obywatela na rozstrzygnięcie jego sprawy byłby nieznacznie dłuższy niż dotąd, a może w ogóle nie doszłoby do wzrostu zaległości.

Po drugiej stronie hasła

To, jak wielką stratą jest wcześniejsze odsunięcie od orzekania każdego sędziego, ilustrują także dane, które pierwsza prezes Sądu Najwyższego przekazała na życzenie nowej KRS, gdy ta rozważała zaopiniowanie oświadczeń o woli dalszego orzekania złożonych przez sędziów Izby. Przytoczę dane dotyczące tylko jednego z tych sędziów, a pozostałe są bardzo zbliżone.

Otóż sędzia Krzysztof Cesarz od początku 2007 r. do połowy 2018 r. brał udział w rozstrzyganiu 2656 spraw, w tym 1829 spraw z kasacji (w 2007 r. – 202, w 2008 r. – 159, w 2009 r. – 175, w 2010 r. – 162, w 2011 r. – 153, w 2012 r. – 135, w 2013 r. – 160, w 2014 r. – 140, w 2015 r. – 146, w 2016 r. – 181, w 2017 r. – 132, w 2018 r. – 84; należy wskazać, że w tej statystyce uwzględniona jest ilość spraw, w których sędzia w ogóle zasiadał w składzie, a więc w mniej więcej 1/3 z nich był sędzią sprawozdawcą, a różnice między poszczególnymi latami spowodowane są głównie stopniem skomplikowania spraw rozpoznanych w danym roku ), 54 zagadnień prawnych (w 2007 r. – 1, w 2008 r. – 9, w 2009 r. – 4, w 2010 r. – 9, w 2011 r. – 3, w 2012 r. – 4, w 2013 r. – 5, w 2014 r. – 1, w 2015 r. – 5, w 2016 r. – 4, w 2017 r. – 9) , a ponadto 150 spraw zażaleniowych, 497 spraw dotyczących różnego rodzaju wniosków, w tym o wznowienie postępowania, 102 spraw dyscyplinarnych oraz 24 innych spraw.

Wypada powtórzyć: liczby nie kłamią – sędziowie SN nie próżnują.

Doborowa czwórka czeka

Dostrzegając bardzo groźny trend, kierownictwo SN kilkakrotnie sygnalizowało potrzebę pilnego zajęcia przez głowę państwa stanowiska co do kandydatów oczekujących od wielu miesięcy na decyzje nominacyjne. Uczyniłem to i ja osobiście w wywiadach udzielonych panu red. Krzysztofowi Sobczakowi, następnie pani red. Monice Olejnik, a obecnie gotów jestem, dla dobra Sądu Najwyższego, po raz trzeci gorąco poprosić pana prezydenta o zadecydowanie o losach tych czterech znakomitych kandydatów, z których dwójka to wybitni znawcy procedury, kierownicy katedr postępowania karnego na renomowanych polskich uniwersytetach, następna dwójka zaś to doświadczeni sędziowie sądów apelacyjnych. Ich wartość została sprawdzona w trakcie dwukrotnych delegacji w SN. Prawdę mówiąc, przerasta moją wyobraźnię, dlaczego walory i mankamenty wszystkich kandydatów do jednej z nowo tworzonych Izb SN pan prezydent był łaskaw ocenić w kilkanaście dni, a do oceny wyborowej czwórki nie wystarczył okres wielokrotnie dłuższy.

Nie wierzę, aby zaaprobowanie tych kandydatur przez poprzedni skład KRS stanowiło okoliczność tak niezmiernie obciążającą, iż odebranie od nich ślubowania wymaga ponadrocznego namysłu. Liczby zaś nie kłamią – każdy kolejny tydzień zwłoki w podjęciu decyzji to dalsza niepowetowana strata dla wymiaru sprawiedliwości.

Efekty, które przyniosło wdrażanie ustawy o Sądzie Najwyższym są zatem dokładnie odmienne od deklarowanych. Liczba spraw zalegających w Izbie Karnej nie maleje, przeciwnie – rośnie. Kolejka, w której oczekują obywatele na rozpoznanie ich sprawy, nie skraca się, a przeciwnie – wydłuża się. Unormowania wprowadzane pod hasłem dobrej zmiany, ukazują swe drugie, całkowicie odmienne oblicze. Powtórzę zatem po raz ostatni – liczby nie kłamią.

Autor jest sędzią Sądu Najwyższego; prezydent Andrzej Duda powołał go 30 sierpnia 2016 r. na stanowisko prezesa Sądu Najwyższego, kierującego pracami Izby Karnej, a 12 września 2018 r. skierował do niego pismo stwierdzające, że z tą datą przechodzi w stan spoczynku

Czytanie tego tekstu nie będzie, w przeciwieństwie do słuchania muzyki, lekkie, łatwe ani przyjemne. Fragmentami przypomni wyciąg z rocznika statystycznego lub tablic logarytmicznych. Mimo to zachęcam do lektury. Liczby bowiem nie kłamią.

Czytaj także: Stanisław Zabłocki: będę czuł się sędzią SN do 2020 roku

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem