Kibicowałem II Kongresowi Prawników Polskich w Poznaniu, tak jak i poprzedniemu w Katowicach, bo wierzę, że spokojna dyskusja, zderzenie różnych stanowisk, może doprowadzić do sensownych ustaleń i wniosków i wyjęcia z bieżącego sporu spraw ważniejszych niż partykularne kwestie rozgrywane przez polityków dla doraźnych celów.
Tym razem organizatorzy postanowili nie zapraszać reprezentantów władz, pomni doświadczeń z pierwszego kongresu, na którym wystąpienie wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła zaogniło spór, dobrych efektów zaś nie przyniosło. Dyskutowano więc w swoim gronie.
Uczestniczący w kongresie sędziowie z Iustitii, adwokaci i radcy prawni w uchwale końcowej formułują postulaty, które nie są przecież nowe: rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, by odpolitycznić prokuraturę i uczynić ją organem wymiaru sprawiedliwości, wyjęcie sądów spod ministerialnego nadzoru i oddanie go sędziom, zmianę modelu sądownictwa dyscyplinarnego, większy udział obywateli w sądzeniu. Podkreślają wagę niezależności adwokatów i radców prawnych.
Upominają się o coś, co przed 2015 r. nawet zaczęło nieźle działać, ale obecna władza uznaje, że się nie sprawdziło i wyolbrzymiając złe przykłady z samego sądownictwa oraz prokuratury, skutecznie przekonuje do swych racji i forsuje zmiany, o których powiedzieć, że są niebezpieczne dla obywateli i sędziów, to nic nie powiedzieć. Weźmy choćby drakońską nowelę prawa karnego.
Kongres nie dał odpowiedzi na pytanie, jak przekonywać ludzi, że skupiony w jednych rękach nadzór polityka nad prokuraturą i wielki wpływ na sądy to coś niebezpiecznego. Bo nigdy nie wiadomo, kto i kiedy będzie tym nadzorcą.
Szczególnie żal, że nie udało się obronić rozdziału prokuratury od rządu, ale to już chyba płacz nad rozlanym mlekiem i powrotu do tych rozwiązań nie będzie. Podobnie jak powierzenie sędziom nadzoru nad wymiarem sprawiedliwości. Żadna władza nie lubi wypuszczać z rąk narzędzi, które nie wiadomo kiedy mogą się przydać.
W Poznaniu był i pozytyw: długie i sensowne debaty o potrzebie walki z mową nienawiści w życiu publicznym jako zagrożeniu dla trwałości społeczeństwa obywatelskiego i demokracji. Oby coś z tych debat udało się przenieść do naszego życia. Zacznijmy od siebie i naszych bliskich.