Blisko 10-proc. wzrost przychodów amerykańskiej fonografii ogłoszony przez Recording Industry Association of America to sensacja. Imponująca jest kwota: 12,15 mld dol.
Jednak te dane są dobre jedynie dla koncernów Universal, Sony, Warner i właścicieli usług streamingowych – komentuje „Music Business Worldwide". Podział tortu streamingowego nie jest korzystny dla artystów. Dlatego wyprzedawali swoje katalogi, na które znaczne fundusze przeznaczali wydawcy i portale.
Potwierdzają to liczby: 83 proc. pieniędzy zarobionych na nagraniach w 2020 r. w Ameryce przypadło na streaming. Spadek sprzedaży płyt CD wyniósł ponad 23 proc., a przychodów z cyfrowych pobrań – 18 proc.
Ale nawet dla koncernów sukces przybiera niepokojącą formę, co wynika ze struktury dochodów. Gdy streaming przyniósł około 10,1 mld, najwięksi producenci muszą liczyć się z gigantami dystrybutorami, czyli Spotify i Apple Music. Te dwie firmy wypracowały 7 mld dol. w porównaniu z 6,1 mld USD w 2019 r. i to ich zasługą jest miliardowy wzrost. Nie bez znaczenia jest, że największe źródło dochodów stanowiła płatna subskrypcja – aż 58 proc. To też uzależnia wydawców od dystrybutorów.
A stali subskrybenci, ze swoimi muzycznymi przyzwyczajeniami, to już armia wielkości elektoratu amerykańskiego prezydenta Liczba płatnych subskrypcji wzrosła w Ameryce przez ostatni rok z 60 mln do ponad 75 mln. Zresztą na niedawnej konferencji Spotify pokazało, że otacza się takimi partnerami jak b. prezydent Barack Obama (produkcja podcastów). Na całym świecie firma założona i prowadzona przez Daniela Eka ma już ponad 345 mln użytkowników.