Gdy średniowieczne wiedźmy warzyły w kotłach zioła po to, aby ich opary wywołały opady i przerwały śmiercionośną suszę, podczas której plony malały katastrofalnie – nie tyle uprawiały czary, ile starały się wprowadzać w czyn geoinżynierię, czyli to samo, lecz a rebours, co władze Chin w 2008 roku podczas olimpiady w Pekinie. Różnica polega na tym, że władze Chin zadysponowały jodek srebra zamiast wywaru z ziół, z dobrym skutkiem.
Minęło siedem lat i oto geoinżynieria trafia pod strzechy. Ponieważ globalne ocieplenie zmniejszyło liczbę słonecznych dni w roku, linie lotnicze Olivier's Travels oferują (na razie jedynie we Francji) usługę dedykowaną nowożeńcom – zapewnienie słonecznej pogody kosztuje 200 tysięcy euro. Meteorolog monitoruje przez tydzień przed uroczystością zmiany w pogodzie, a gdy zachodzi taka potrzeba, podrywa samoloty rozpylające jodek srebra, związek chemiczny przyspieszający kondensację, w rezultacie chmury się rozpraszają.
Geoinżynieria to termin na czasie, stał się elementem stylu życia, szermują nim ci, którzy chcieliby schłodzić naszą planetę. Przecież odwoływanie się – w dawnym stylu – do sumienia, etyki, zdrowego rozsądku i apelowanie o redukcję gazów cieplarnianych nie odnosi praktycznie żadnego skutku. Bo, na przykład, konsumenci nie zjadają mniej mięsa, a hodowcy nie redukują z tego powodu liczebności stad emitujących najgroźniejszy gaz cieplarniany, metan, ani hodowcy nie zmniejszają ilości metanu wydalanego przez bydlęta, bo niby jak, korkiem pod ogonem?
Ale papier jest cierpliwy, wytrzymuje tego rodzaju pomysły. Między innymi taki, aby ochłodzić Ziemię, zmniejszając ilość docierającego do niej promieniowania słonecznego poprzez instalację na okołoziemskiej orbicie zwierciadła odbijającego część tego promieniowania. Jak? Nie wiadomo, ale to też należy do nowego stylu życia, jakiemu hołduje coraz więcej naukowców, polegającego na wygadywaniu i wypisywaniu dub smalonych, aby zaistnieć w mediach.
Ostatnio na łamach „Atmospheric Chemistry and Physics" Debra Weisenstein z Uniwersytetu Harvarda obliczyła, że zamiast rozpylania sulfatów w atmosferze, aby zachmurzać niebo i odcinać dopływ promieni słonecznych, tym samym schładzając naszą Matkę, lepiej użyć bardzo drobnych diamentów, rezultat będzie o 50 proc. lepszy.