Branża lotnicza się zmienia. Wyniki finansowe sektora lotniczego na świecie pokazują zaś, że w latach hossy nie przejadał zysków, tylko wydawał pieniądze na cięcie kosztów (bo to też kosztuje), ale przede wszystkim na nowe, bardziej oszczędne samoloty.
– Nie wiem, gdzie bylibyśmy dzisiaj, gdyby nie nasze airbusy A 350 – mówi „Rzeczpospolitej" Pekka Vauramo, prezes Finnaira, który ma wielkie plany podboju polskiego rynku. Takich rynków, jak polski, nie ma już w Europie. A350 znaczą dla Finnaira tyle, co dreamlinery dla LOT. – Pasażerowie są spragnieni nowinek. Konsumenci się bogacą, są ciekawi świata. Dla linii lotniczych to bonanza – nie ukrywa prezes Finnaira.
Lista zagrożeń
Ale z drugiej strony szefowie światowych linii lotniczych, którzy spotkali się na walnym zgromadzeniu Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych IATA, zdają sobie doskonale sprawę z tego, że dobra passa nie może trwać w nieskończoność. Liniom doskwiera już nie tylko drogie paliwo i rosnące koszty pracy, bo wszystkim brakuje pilotów. Teraz jeszcze coraz częściej narzekają na protekcjonizm i napięcia w międzynarodowym handlu. To boli, psuje atmosferę, straszy konsumentów.
– Ale przecież nie mamy żadnych podstaw, żeby mówić o kryzysie. Bo kryzysu nie ma. Cały świat podróżuje coraz więcej. Nie ma co się obawiać, że bilety zdrożeją – zapewnia dyrektor generalny IATA Alexandre de Juniac.