Wiceminister zdrowia Piotr Gryza zapowiedział wczoraj, że pracując nad ustawą o podstawowej opiece zdrowotnej (POZ), resort zdrowia rozważa sankcje wobec lekarzy rodzinnych, których pacjenci zamiast do nich zgłaszają się na szpitalny oddział ratunkowy (SOR).

O tym, że część pacjentów traktuje SOR jako alternatywę dla przychodni POZ, świadczą wyniki kontroli Najwyższej Izby Kontroli (NIK). Z raportu NIK o pogotowiu ratunkowym z 2012 r. wynika, że 30 proc. pacjentów nie wymaga podjęcia pilnej interwencji ratującej życie lub zdrowie, a szpitalne oddziały ratunkowe coraz częściej wyręczają lekarzy POZ. Tymczasem ich praca, opłacana ryczałtowo za pomocą rocznej stawki kapitacyjnej na głowę pacjenta, wyceniana jest o wiele niżej niż praca specjalistów zatrudnionych na SOR. Pochłania mniej środków niż konieczność utrzymania w ciągłej gotowości specjalistycznych urządzeń na oddziale w szpitalu. Resort zdrowia chce zapobiec marnotrawieniu środków. Wiceminister Gryza podkreślił jednak, że takie rozwiązanie pozostaje na razie w strefie założeń: – Będzie można o tym dyskutować, kiedy pojawi się regulacja – zaznaczył.

Eksperci uważają, że lekarzom POZ, którzy tracą pacjentów na rzecz SOR, mogłyby grozić sankcje finansowe, np. zmniejszenie stawki kapitacyjnej albo odebranie im „niesfornych" pacjentów.

Jacek Krajewski, przewodniczący skupiającego lekarzy POZ Porozumienia Zielonogórskiego, zapowiedź ministra traktuje nie jako groźbę obniżenia stawek, ale chęć zbadania problemu: – Korzystanie przez pacjentów z SOR zamiast przychodni POZ to zjawisko socjologiczne. Część chorych wybiera szpital, bo tak jest im wygodnie – pracują w godzinach pracy poradni POZ i nie chcą brać zwolnienia. Inni wiedzą, że w szpitalu uzyskają nie tylko wstępną, ale także pogłębioną diagnostykę i przy określonym typie bólu głowy mogą np. zostać od razu skierowani na tomografię komputerową – tłumaczy Jacek Krajewski. Dodaje, że część pacjentów, którzy z katarem jadą do szpitala, chce w ten sposób uniknąć kolejek w poradniach POZ.