Rzeczpospolita: Polskie miasta, m.in. Kraków, Warszawa czy Gdańsk, chcą wprowadzić zakaz grodzenia osiedli. Dlaczego?
Rafał Towalski: Globalny trend jest taki, że im zamożniejsze społeczeństwo, tym bardziej zwraca uwagę na estetykę i uporządkowanie przestrzeni publicznej. Nie upatrywałbym tu przyczyny w zmianie świadomości Polaków. Z badań wynika, że Polacy – nie wliczając lokalnych aktywistów – nie są specjalnie przeciwni grodzonym osiedlom. Co więcej, jeżeli zapytamy ludzi, czy wolą osiedle zamknięte, strzeżone, czy osiedle otwarte, to większość opowie się za tym pierwszym. Choć wiążą się z tym także minusy.
Na przykład jakie?
Po prostu osiedla strzeżone utrudniają przemieszczanie się po mieście. Służby miejskie, chociażby w przypadku awarii, często się na to skarżą. Zdarza się też, że strażacy nie mogą dostać się na takie osiedle i tracą czas na poszukiwania ochroniarza, który ma klucz. Choć taki argument przeciwko zamkniętym osiedlom niektórym może wydawać się śmieszny, to w niektórych przypadkach naprawdę może się to skończyć tragedią.
Czy zakaz grodzenia osiedli nie wpłynie negatywnie na poczucie bezpieczeństwa mieszkańców?