Koncepcja jest śmiała, ale jeżeli mówi o niej człowiek tak doświadczony jak Aldrin, coś musi być na rzeczy. Wraz z politechniką na Florydzie położoną niecałą godzinę jazdy od centrum lotów kosmicznych NASA, byly astronauta otwiera swój instytut.

Aldrin, który niedawno wspominał w mediach społecznościowych dokumentację swojej Księżycowej wyprawy (kosmiczną ekspedycję zaksięgowano jako podróż zagraniczną i zwrócono mu 33 dolary za koszty podróży z domu do bazy wojskowej), dziś zamierza zostać profesorem astronautyki oraz starszym doradcą instytutu.

Plan jest prosty. Aldrin zachęca do jak najszybszej kolonizacji Marsa. Chciałby wysłać tam zalogować misję w 70. rocznicę własnego lotu z 1969 roku. NASA jak na razie twierdzi, że byłaby w stanie spróbować lotu z kosmonautami za dwie dekady. Profesor Buzz nie chce moich o lotach w jedną stronę, jego zdaniem trzeba opracować plany wypraw uwzględniających od początku powrót na ziemię. Nawet, jeżeli miałyby trwać 10 lat.

Aldrin porównuje przyszłych kolonizatorów Czerwonej Planety do pielgrzymów z okrętu "Mayflower", pierwszych osadników Ameryki.