Letnie igrzyska: Przepis na katastrofę

Igrzyska w Tokio są poważnie zagrożone, choć MKOl na razie o tym nie mówi.

Aktualizacja: 18.03.2020 21:19 Publikacja: 18.03.2020 18:59

Prezydent MKOl Thomas Bach zachowuje się tak, jakby wierzył, że koronawirus nie storpeduje igrzysk

Prezydent MKOl Thomas Bach zachowuje się tak, jakby wierzył, że koronawirus nie storpeduje igrzysk

Foto: AFP

Kolejne komunikaty oraz wypowiedzi szefa Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomasa Bacha brzmią momentami irracjonalnie. Organizatorzy igrzysk na każdym kroku podkreślają, że zmiana terminu imprezy nie wchodzi w grę.

Plan rezerwowy nie istnieje, sportowcy powinni się przygotowywać do zawodów najlepiej jak potrafią i „nie ma powodu do podejmowania drastycznych decyzji".

Premier Japonii Shinzo Abe zapewnia, że za organizatorami murem stoją przywódcy krajów z G7, ale pytania o to, czy wsparcie dotyczy rozpoczęcia igrzysk w terminie, już ignoruje. Jego zapewnienia nie przekonują nawet rodaków. Według sondażu Kyodo News 69,9 procent ankietowanych Japończyków nie wierzy, że tegoroczna impreza odbędzie się zgodnie z planem.

Cios dla gospodarzy

Nawet jeśli epidemia w kraju organizatora do dnia rozpoczęcia imprezy wygaśnie, niczego to nie zmienia, bo przyjadą ludzie z całego świata. Walka o medale bez udziału kibiców nie wchodzi w grę (straty na biletach mogłyby sięgnąć 1 mld dol.), a przy 11 tysiącach uczestników i kilku milionach fanów igrzyska to przepis na katastrofę.

Organizatorzy i MKOl muszą robić dobrą minę do złej gry. To, że ewentualna zmiana terminu będzie ciosem dla japońskiej gospodarki, jest oczywiste. Japończycy oczekiwali, że dzięki igrzyskom odwiedzi ich kraj 33 mln turystów.

Eksperci szacują, że przełożenie zawodów na kolejny rok obniży oczekiwany wzrost gospodarzy o 1,5 procent. Inwestycje w nadziei na zysk poczynili nie tylko giganci, ale także wiele małych i średnich firm. Brak oczekiwanych przychodów dla wielu może być katastrofą.

Zmiana terminu igrzysk byłaby też gigantycznym wyzwaniem logistycznym. Problemem jest nie tylko rezerwacja hoteli i lotów, ale także samo miejsce zamieszkania uczestników. Apartamenty w wiosce olimpijskiej już dawno zostały sprzedane i jesienią będą miały nowych lokatorów.

To problemy istotne, ale nie kluczowe, bo decydujący głos mogą mieć telewizyjni giganci. MKOl za prawa do transmisji igrzysk zarobił w ostatnim cyklu olimpijskim 5,7 mld dol. – to 73 procent jego budżetu. Najważniejszy partner, NBC, za dziesięcioletnią umowę obejmującą lata 2012–2020 przelał na konto MKOl 4,38 mld dol. Kolejny kontrakt, obowiązujący od 2021 do 2032 roku, wart jest już 7,75 mld.

Taka kwota daje nadawcy konkretne przywileje. Widać to po terminarzu olimpijskiej rywalizacji pływaków na igrzyskach w Tokio – większość finałów zaplanowano na sesje poranne, aby odpowiadały one potrzebom amerykańskiego widza.

Igrzyska, jak każda impreza, muszą się też wpasować w kalendarz wydarzeń sportowych. Przełożenie ich na kolejny rok zmusiłoby MKOl do szukania porozumienia z federacjami, które zazwyczaj w roku nieparzystym rozgrywają mistrzostwa świata. Termin jesienny – tokijskie igrzyska z 1964 roku odbyły się w październiku – nie spodoba się zapewne NBC. Trudno oczekiwać, by Amerykanie zgodzili się na igrzyska w okresie, kiedy startują sezony NBA i NFL. Niektórzy w związku z tym spekulują nawet o przesunięciu imprezy na 2022 rok.

Naruszenie filaru, jakim są wpływy z praw telewizyjnych, mogłoby się skończyć katastrofą dla całego ruchu olimpijskiego. MKOl jest formalnie organizacją non profit i zysków nie przejada samodzielnie: na „operacje własne" przeznacza tylko co dziesiątego dolara.

Część środków wspomaga budżety organizatorów (1,53 mld w przypadku Rio, 0,9 mld przy Pjongczangu). Współfinansuje też Światową Agencję Antydopingową (WADA) i – w ramach funduszu olimpijskiej solidarności – wspomaga narodowe komitety, młodych zawodników z biedniejszych krajów oraz sportowców uchodźców.

Futbol to co innego

Niektórzy podnoszą, że skoro UEFA przełożyła Euro 2020, to identycznie z igrzyskami może postąpić MKOl. To jednak zupełnie inna bajka. Liga Mistrzów i Liga Europy przynoszą większy dochód (3,25 mld euro za sezon 2019/2020) niż mistrzostwa Europy (1,9 mld za Euro 2016), a federacja poprzez startowe, nagrody i wypłaty solidarnościowe zyskami chętnie się dzieli.

Jeśli dodamy do tego, że codzienne funkcjonowanie klubów jest uzależnione od zysków z rozgrywek krajowych, to priorytety futbolu – dokończenie za wszelką cenę rywalizacji ligowej i pucharowej kosztem reprezentacji – były oczywiste.

Olimpijczycy są w kropce. Organizatorzy zachęcają ich do pracy, a władze państwowe zamykają stadiony, siłownie i ośrodki treningowe oraz nakazują kwarantannę tym, którzy wracają z zagranicy. Członkini Komisji Zawodniczej MKOl Kanadyjka Hayley Wickenheiser pisze wprost: „Kryzys jest większy niż igrzyska. Mówienie z takim przekonaniem, że zawody w Tokio się odbędą, jest nieczułe i nieodpowiedzialne".

Jedzenie pod drzwiami

Rozpoczęcie igrzysk w terminie sprawi, że o równości szans uczestników nie będzie mowy. Europejczycy nie mają gdzie trenować, a w Chinach – tam epidemia gaśnie – odbyły się już pierwsze zawody: konkurs pchnięcia kulą w hali Uniwersytetu Pekińskiego.

– Ja na igrzyskach mogę wystartować choćby jutro, krótka przerwa krzywdy mi nie zrobi. Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa. Na razie leżę w domu i przechodzę kwarantannę. O szóstej rano policja dzwoniła, czy jestem na miejscu – opowiada „Rzeczpospolitej" mistrz świata w rzucie młotem Paweł Fajdek.

Wioślarka Marta Wieliczko podczas izolacji trenuje na ergometrze i rowerze stacjonarnym. – Mama zostawia mi jedzenie pod drzwiami, od mojego powrotu z obozu właściwie się nie widziałyśmy – mówi.

Wicemistrz świata w kajakarstwie Tomasz Kaczor jest na obozie w Licheniu. – Mamy tu wszystko, czego potrzeba. Inna sprawa, że powinniśmy być teraz na zgrupowaniu we Włoszech. Trenujemy tak, jakby igrzyska miały się odbyć zgodnie z planem – mówi.

Justyna Święty-Ersetic biega w terenie, bo siłownie i stadion w Raciborzu są zamknięte. – Szczerze wątpię, by igrzyska odbyły się w terminie – przyznaje w rozmowie z „Rz". – Jeśli mają zostać przełożone, to najlepiej na kolejny rok – dodaje jej trener Aleksander Matusiński. Średniodystansowiec Marcin Lewandowski dzięki kwarantannie cieszy się czasem z rodziną, ale także jest świadomy kłopotów, przed którymi stoi. – Jeśli termin igrzysk pozostanie bez zmian, to sytuacja jest beznadziejna – mówi. – Powinienem być już właściwie do końca przygotowań na obozach wysokogórskich, a tymczasem siedzę w domu i czekam na bieżnię mechaniczną. Taki trening to improwizacja.

Kolejne komunikaty oraz wypowiedzi szefa Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomasa Bacha brzmią momentami irracjonalnie. Organizatorzy igrzysk na każdym kroku podkreślają, że zmiana terminu imprezy nie wchodzi w grę.

Plan rezerwowy nie istnieje, sportowcy powinni się przygotowywać do zawodów najlepiej jak potrafią i „nie ma powodu do podejmowania drastycznych decyzji".

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia