Dociera do nas za pośrednictwem globalnych marek, takich jak Apple, Google czy Facebook. Wiele polskich przedsiębiorstw postrzega to zjawisko jako trend interesujący, ale mający niewielki wpływ na przyszłość ich lokalnego biznesu. Rewolucja jednak, jak to rewolucje mają w zwyczaju, wcześniej czy później dotrze wszędzie. Stworzy zarówno szanse dla aktywnych i przedsiębiorczych, jak i zagrożenia dla pasywnych i opieszałych. Powstaną nieznane dotąd zawody, a zniknie kilka starych. Chciałbym zwrócić uwagę na dwa z szerokiej gamy trendów wiążących się z digitalizacją.

Po pierwsze, nowe możliwości przesyłania i przetwarzania danych mogą znaleźć zastosowanie we wszystkich branżach i posłużyć do zwiększenia atrakcyjności produktów oraz usług. Osobiście wierzę w siłę przykładów, dlatego przedstawię jeden, z którym się ostatnio spotkałem. Dotyczy on produkcji kotłów gazowych do domów jednorodzinnych. Proste urządzenie pobiera dane o pracy kotła, przesyła je online via sieć GSM, a centralny system producenta z dużą dokładnością diagnozuje zbliżającą się usterkę i wysyła montera, nim odczujemy awarię. Spadający koszt technologii, powszechny dostęp do nowoczesnego software'u (często wręcz bezpłatnie dostępnego w formie open source) oraz bezprzewodowego przesyłania danych – ta mieszanka tworzy nowe możliwości w firmach zupełnie niekojarzonych do tej pory z high-tech oraz niedysponujących dużymi budżetami na badania i rozwój. Tym samym cyfrowe innowacje, wcześniej zarezerwowane dla wielkich koncernów, stają się realną opcją dla średnich polskich firm produkcyjnych czy usługowych.

Po drugie, zmienia się układ sił w dystrybucji i reklamie. Sprzedaż przez internet rośnie pewnie wolniej, niż pierwotnie zakładano, ale za to systematycznie i konsekwentnie. Co więcej, zaczyna coraz mocniej wkraczać do kategorii produktowych, które uznano za stracone. Przykładem jest tu choćby branża obuwnicza – kto by się spodziewał, że można kupić buty bez ich mierzenia? Powoli, lecz systematycznie, firmy przenoszą swój model zakupów na internetowe platformy i jest to trend, który dotyczy zarówno sprzedaży detalicznej, jak i podwykonawstwa. Kończy się dotychczasowy model reklamy, oparty na wysokobudżetowych kampaniach skupionych na telewizji. Dziś gracze pokroju Amazona, AppleStore czy Google Play otwierają swoim partnerom możliwość dystrybucji towarów i usług na rynkach globalnych. Oczywiście wymaga to zbudowania nowego modelu współpracy, bo e-commerce – podobnie jak kiedyś supermarkety – zmusza firmy do odpowiedniego dostosowania swojego funkcjonowania, organizacji logistyki, obsługi klientów i kontrahentów. Model dystrybucji i reklamy w świecie digital będzie dawał małym i średnim przedsiębiorstwom nowe szanse na konkurowanie z wielkimi koncernami. O ile oczywiście firmy te będą potrafiły zrozumieć i dostosować się do funkcjonowania dużych platform dystrybucji e-commerce, promować się poprzez jakość i multiplikowane przez media społecznościowe polecenia zadowolonych klientów, a także dostosować się technologicznie. Widzimy już pierwszych „czempionów", którzy wybudowali się z Allegro. Nadal jest ich jednak zbyt mało. Przede wszystkim w większym stopniu musimy wykorzystywać możliwości eksportu. Jeden „Wiedźmin" wiosny nie czyni, ale pokazuje, że można. W Polsce mamy masę znakomitych produktów, które często nie były się w stanie przebić na innych rynkach ze względu na brak możliwości zorganizowania sieci dystrybucji czy barierę wysokich kosztów reklamowych. Teraz pojawia się nowa szansa.

Autor jest wiceprezesem mBanku SA