Po maju zadłużenie Skarbu Państwa było o 56,1 mld zł większe niż na koniec zeszłego roku, a po czerwcu, jak wynika z szacunków „Rzeczpospolitej", może być o kolejnych kilka miliardów wyższe (oficjalne dane po sześciu miesiącach poznamy w poniedziałek). Taki przyrost długu będzie największy od co najmniej 15 lat.
– Przyczyn tak szybkiego wzrostu jest kilka, m.in. osłabienie złotego, co powiększa wartość długu zaciągniętego w walutach obcych – wylicza Adam Antoniak, ekonomista Pekao SA. Do tego resort finansów stara się realizować potrzeby pożyczkowe z wyprzedzeniem, choć to nie jest żadne novum, trudna jest też sytuacja w FUS. Ale najważniejszy jest jednak po prostu duży założony deficyt w budżecie państwa – dodaje. W tym roku dziura w kasie państwa może sięgnąć rekordowych 54,7 mld zł.
– Pieniądze, jakie pożycza Skarb Państwa, nie są znaczone i przeznaczane na konkretne wydatki. Ale biorąc pod uwagę, że rząd w tym roku dołożył do zadań państwa program 500+, można powiedzieć, że w sporej części pożyczamy na cele socjalne – zauważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. W tym sensie rację miał wicepremier Mateusz Morawiecki, który mówił, że 500+ jest programem na kredyt – dodaje. Gdyby nie dodatki na dzieci, deficyt i dług mogłyby być w tym roku o co najmniej 16 mld zł niższe.
Co ciekawe, politycy PiS bardzo ostro krytykowali rząd PO–PSL za nadmierne i niefrasobliwe zadłużenie Polski. I to właśnie po rządzie PiS należałoby się spodziewać pilnowania, by dług nie narastał zbyt szybko. Program 500+ jest konieczny, choć bardzo kosztowny. Można jednak było zneutralizować jego koszty, obniżając inne wydatki państwa – mówi Krzysztof Rybiński, b. wiceprezes NBP. Przestrzeń do takich cięć istnieje, potrzebna jest tylko dobra wola. Ale jej nie ma – dodaje.
– Nie widzę szczególnych wysiłków, poza mitycznym wzrostem ściągalności podatków, by zmniejszyć tempo narastania długu – uważa Janusz Jankowiak. Wydaje się, że jest to związane z pewnym poczuciem bezkarności. Poprzednia ekipa dla swoich potrzeb zniosła pierwszy próg ostrożnościowy dla długu wynoszący 50 proc. PKB. Nowa ekipa może więc spokojnie patrzeć, jak zadłużenie rośnie do poziomu drugiego limitu, 55 proc. PKB. Zresztą istnieje pokusa, by znieść także ten próg – dodaje Jankowiak.