Dziś PSE podkreśla, że ogrom wyzwań leży przede wszystkim po stronie dystrybutorów energii. – Rozwój elektromobilności będzie wymagał inwestowania przede wszystkim w sieci dystrybucyjne (PGE Dystrybucja, Tauron Dystrybucja, Enea Operator, Energa Operator, innogy Stoen Operator) – mówi Maciej Wapiński z PSE. – Oczywiście, rozwój elektromobilności wpłynie także na inne aspekty funkcjonowania krajowego systemu elektroenergetycznego, dlatego PSE monitorują sytuację związaną z rozwojem pojazdów elektrycznych. Analizy nie wskazują na możliwość całkowitego zastąpienia pojazdów spalinowych pojazdami elektrycznymi w perspektywie kilkunastu najbliższych lat – dodaje. A perspektywa kilkunastu lat pozwala już dystrybutorom rozkładać wydatki na przeszło dekadę.
Krocie na inwestycje
Można założyć, że ten proces już się zaczął. Np. Enea zapowiedziała, że w latach 2020–2025 wyłoży na rozwój sieci 7,8 mld zł (plan czeka na akceptację prezesa URE). – Te nakłady inwestycyjne są odpowiedzią na zmianę specyfiki sieci: ona nabiera charakteru dwukierunkowego, robi się coraz bardziej smart, przyłączamy coraz więcej rozproszonych źródeł energii – mówi „Rzeczpospolitej" Danuta Tabaka, rzeczniczka prasowa Obszaru Dystrybucji Enea. Odsyła też na strony internetowe spółki, gdzie potencjalni inwestorzy z branży OZE mogą sprawdzić, w której lokalizacji prawdopodobieństwo sprawnego wpięcia się do sieci jest najwyższe.
– W latach 2016–2019 spółka realizuje inwestycje o wartości ponad 7 mld zł i w kolejnych latach te wydatki będą utrzymywane na podobnym poziomie – zapewnia rzecznik PGE Adam Rafalski. Jak podkreśla, w PGE trwają prace m.in. nad układem transferu energii dla pojazdów elektrycznych zintegrowanych z miejską siecią oświetleniową. Maciej Wapiński z kolei wskazuje, że firma od 2017 r. prowadzi największy w swojej historii spółki program rozwoju sieci przesyłowej, w ramach którego długość linii 400 kV ma się zwiększyć o 3772 km.
– Owszem, trochę się robi, ale wciąż za mało – komentuje argumenty firm Kochanowski. – W przypadku jakiejś awarii, poniżej stacji transformatorowej większość sieci leży. Automatyka kończy się na poziomie GPZ (stacji elektroenergetycznej – przyp. red.) i dlatego końcowi odbiorcy nie są w stanie korzystać z dobrodziejstw nowoczesnych sieci – kwituje.
Henryk Majchrzak podkreśla, że nie doszło w ostatnich latach do żadnej większej awarii w polskim systemie energetycznym. – Porównaliśmy kiedyś stan krajowej instalacji przesyłowej do innych krajów rozwiniętych i wiek naszych linii był zbliżony do tych, które eksploatowane są np. w Niemczech, Francji, Austrii – zapewnia.
Problem w tym, że zarówno tu, jak i tam, czeka nas Przemysł 4.0. Realny ciężar tego modelu spocznie na energetyce. I nie ma od tego ucieczki.